Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Jacek Matusiewicz: Współczesny absolutyzm i jego geneza

Współczesny absolutyzm i jego geneza

Jacek Matusiewicz

W ciągu ubiegłego stulecia dzięki kolejnym wdrożeniom nacjonalizmu, socjalizmu, liberalizmu i ostatnio globalizmu mieliśmy w Europie do czynienia z niespotykanym wcześniej rozrostem struktur państwowych i postępującym zanikiem przestrzeni działań podejmowanych poza tymi strukturami. Wydaje się, iż w historii cywilizacji chrześcijańskiej na Starym Kontynencie korzeni tego procesu należy upatrywać w absolutyzmie epoki Oświecenia.

Osiemnastowiecznym monarchiom absolutnym daleko było oczywiście do nowoczesnych państw – lewiatanów, jednak już one oparte były na wierze w reformotwórczą rolę państwa. Zresztą, samo założenie, iż gospodarka, kształcenie czy też „stosunki społeczne” wymagają jakichkolwiek „reform” (czyli państwowej interwencji), jest wstępem do myślenia prowadzącego do rozrostu państwowej biurokracji. Koncepcje tego typu co prawda pojawiły się już w pismach politycznych XVI stulecia, lecz rządzącym na dobre udzieliły się w „Epoce Świateł”.

Często przyjmuje się, iż w wieku XVIII linia konfliktu przebiegała między uosobioną przez absolutnych monarchów – powiedzielibyśmy dziś – konserwatywną prawicą a lewicowymi rewolucjonistami i racjonalistami. Tymczasem jednak oświeceniowe monarchie absolutne były w dużej mierze zaprzeczeniem tradycyjnego, średniowiecznego porządku społecznego, opartego na hierarchii, autorytecie, honorze i sprawiedliwości. W wiekach średnich król był władcą absolutnym tylko w tym sensie, iż posiadając sankcję transcendentalną, spełniał funkcję wyłącznego stróża Boskiego i ludzkiego ładu w państwie – nie znaczy to jednak, iż rządził wszystkim. Jego władza w sposób naturalny sprowadzała się do sfery, w której jego obecność jawiła się jako niezbędna, i była ograniczona (czy też zrównoważona) autorytetem – wspierającego go zresztą – Kościoła oraz samorządnością stanów: duchownego, rycerskiego (później szlacheckiego) i zyskującego coraz większe znaczenie mieszczaństwa. W ustroju owym, zwanym dziś monarchią stanową, bądź też patrymonialną, państwo tworzyło tylko jeden z wielu systemów organizacji i zależności, jego działania nie były zaś wyłączone spod oceny moralnej czy też spod kryterium obiektywnej prawdy, której depozytariuszem był Kościół.

Siedemnasto- i osiemnastowieczne monarchie absolutne, jako ewidentne wytwory filozofii nowożytnej, zmierzały do zniszczenia tego tradycyjnego porządku i do wykreowania nowego, opartego na monopolu państwa wobec pozbawionych innych zależności jednostek. Absolutni monarchowie ograniczyli bądź zniszczyli samorządność stanową i terytorialną oraz pluralizm instytucji społecznych – by zastąpić je sięgającą coraz głębiej scentralizowaną biurokracją. Miała ona służyć wszechmocnemu władcy, który wyłączając swe działania spod oceny moralnej, zasłaniał je ideologią „racji stanu”. W epoce Oświecenia tendencje te zostały wydatnie wzmocnione wiarą niektórych monarchów (zwłaszcza pruskich i austriackich) w to, że przypadła im misja „przyspieszenia postępu”, jeśli nie całej ludzkości, to przynajmniej wśród mieszkańców własnego kraju (np. w imię „interesu narodu”). Nic przeto dziwnego, że niektórzy „oświeceni” monarchowie byli ulubieńcami lewicowych filozofów epoki racjonalizmu. Wszak ci „postępowi” władcy byli „przyjaciółmi” oświaty, kultury, przemysłu i handlu, czym wytworzyli panujące do dziś powszechne przekonanie, iż państwo winno „opiekować się” wyżej wymienionymi sferami ludzkiej aktywności. Opieka nad działalnością gospodarczą polegała oczywiście na cłach, monopolu w dziedzinie wielkiego handlu, dotacjach do państwowych manufaktur i na rosnącym fiskalizmie – kosztem tradycyjnego rolnictwa. Przyjęta przez ówczesnych władców doktryna merkantylizmu nakazywała im bowiem dbać każdym kosztem o dodatni bilans swego kraju (oczywiście w imię „racji stanu” i „interesu narodu”) oraz pomagać w rozwoju miast i przemysłu. Przynosiło to zresztą skutki dość różne, jeśli porównać ówczesne państwa rządzone absolutnie z Anglią, której przemysłowi w takim zakresie nie „pomagano”.

„Opieka” nad oświatą polegała na wprowadzaniu rewolucyjnego i jak na owe czasy drastycznego nakazu, przedstawionego rzecz jasna jako dobrodziejstwo, czyli powszechnego obowiązku szkolnego, oraz na położeniu fundamentów pod „kwitnący” dzisiaj system państwowego szkolnictwa, który wcale zatem nie urodził się w głowach socjalistów.

Oświeceniowe państwo nie tolerowało również autonomii Kościoła. W krajach protestanckich monarchowie już wcześniej proklamowali Kościoły narodowe (znowu zasłaniając się „racją stanu” i „interesem narodu”), a władcy wierni Rzymowi w XVIII wieku podporządkowali sobie również Kościół katolicki. Za przykład niech posłużą „postępowe” reformy austriackiego cesarza Józefa II – likwidowanie zakonów kontemplacyjnych i seminariów duchownych oraz zastępowanie ich państwowymi szkołami dla księży; „upraszczanie” liturgii, walka z „przesądami” i „zabobonami”, polegająca na usuwaniu z kościołów rzymskich „zbędnych” ozdób, zakaz pielgrzymek i poświęcania kościołów oraz modlitw za zbawienie duszy, reglamentowanie liczby procesji i wreszcie zniesienie opłat parafialnych, zastąpionych przyjęciem kleru na etaty państwowe.

W zasadzie we wszystkich państwach europejskich (z wyjątkiem Anglii, Polski oraz republik: holenderskiej i szwajcarskiej) państwo brutalnie ingerowało we wszystkie sfery życia, dążąc do wyeliminowania ciał pośredniczących, zlikwidowania tradycyjnej hierarchii społecznej, sztucznego zrównania wszystkich poddanych i zdania ich na łaskę państwowej biurokracji. Skala rozrostu państwa była wprost proporcjonalna do „postępowości” danego monarchy, np. we Francji nie sięgała tak daleko jak w Prusach. Ludwikowie okazali się za to równie jak Fryderykowie konsekwentni w zastępowaniu organów samorządowych administracją państwową, a przy tym bardziej rozrzutni, jeśli chodzi o wydatki dworu. Sprowadzając polityczną rolę tradycyjnej szlachty rodowej niemal do zera i odgórnie koncesjonując przywileje i działalność gospodarczą, królowie francuscy doprowadzili do rozrostu pasożytniczej arystokracji dworskiej, tworzącej wokół królewskich kochanek kategorię hien żyjących na koszt zadłużonego państwa.

Rewolucja (anty)francuska była więc nie tyle zaprzeczeniem ancien régime’u, ile próbą przyspieszenia trendu, któremu dawny reżim podlegał prawie przez całe stulecie: „postępowych” reform i absolutyzacji państwa. Nic przeto dziwnego, że Józef de Maistre określił rewolucję jako zasłużoną karę Niebios za poprzedzające jej wybuch łamanie praw boskich. Stanisław hr. Tarnowski wskazał zaś później na tożsamość środków między rządowym a rewolucyjnym despotyzmem i bezprawiem, bowiem są tylko dwa ciała tego samego ducha, dwie równe sobie negacje Boskiego i ludzkiego prawa, dwie formy anarchii, które społecznie i politycznie objawiają się inaczej, ale moralnie są sobie równe. Francuska rewolucja w pełni wieńczyła dzieło wszystkich oświeconych monarchów, którzy – podobnie jak później socjaliści – uwierzyli w cudotwórczą rolę państwa oraz dobrowolnie pozbawili się Boskiej legitymacji, by zastąpić ją utylitarną, torującą drogę przyszłym władcom z „woli ludu”.

Nostalgii za niszczonym w XVIII stuleciu tradycyjnym ładem towarzyszyć jednak musi chłodna refleksja historyczna. Warto bowiem zauważyć, iż zbyt późne próby przywrócenia silnej władzy w I Rzeczypospolitej zakończyły się jej rozbiorami. Być może zatem to, co np. w Anglii dokonywało się w sposób oddolny i ewolucyjny, w innych państwach po prostu trzeba było zrobić odgórnie – przechodząc etap „oświeconego absolutyzmu”.

Po szczęśliwym zakończeniu wojen napoleońskich Europa w pewnym sensie wkroczyła w wiek reakcji. Monarchowie na ogół porzucali sny o zbawieniu ludzkości, utworzone przez nich Święte Przymierze było zaś próbą pogodzenia wymogów nowych czasów z dawnym ładem opartym na wartościach uniwersalnych. Praktyczną rolą władcy stało się znów pilnowanie porządku, co pozwoliło uwolnionej z etatystycznych więzów ludności Europy (a przynajmniej jej części) na przeogromny awans gospodarczy i cywilizacyjny, którego owoce zbiera kolejne stulecie, oraz na długi okres względnego spokoju na Starym Kontynencie.

Dopiero I wojna światowa była przełomowym wydarzeniem, które brutalnie zainaugurowało kolejny okres „postępu” w naszej cywilizacji. Jest to czas, w którym na arenę polityczną po raz pierwszy na taką skalę wkroczyły (lub raczej zostały wciągnięte) masy. Co więcej, były to masy zarażone populistycznymi doktrynami typu socjalizm czy pogański nacjonalizm. Z kolei w krajach, które w mniejszym stopniu zostały dotknięte powyższymi ideologiami, zaczęto rozpowszechniać bałwochwalczy kult demokracji i tzw. praw człowieka, a panująca w nich doktryna za podstawę wzięła filozoficzną, egalitarną nadbudowę dziewiętnastowiecznego liberalizmu, odrzucając zarazem jego zasadnicze zalecenia praktyczne (np. swobodę gospodarczą). Można chyba stwierdzić, iż XX stulecie było urzeczywistnieniem wszystkich ideologii Oświecenia, w dodatku „okraszonym” wojnami światowymi, angażującymi masy ludzi, obozami koncentracyjnymi, reżimami „realnego socjalizmu” oraz jeszcze większym rozrostem (tym razem demokratycznego) państwa przy zaniku autorytetu władzy. W tak „postępowych” czasach jak obecne nie może już być mowy o królewskim absolutyzmie; mamy za to do czynienia z absolutyzmem demokratycznego rządu, którego władza sięga znacznie głębiej, niż Ludwik XIV mógł to sobie wyobrazić (jako rzekome ucieleśnienie woli rzekomo suwerennego ludu nie ma ona w zasadzie żadnych ograniczeń).

Mikołaj Machiavelli uznał królestwa i republiki (o ile były wzorowane na rzymskiej) za ustroje godne rekomendacji, natomiast rządy pospólstwa i tyranie (o ile mają charakter trwały) miał za niezgodne z duchem naszej cywilizacji. Z kolei Monteskiusz podzielił ustroje polityczne na umiarkowane, jakimi są konstytucyjna monarchia i arystokratyczna republika, oraz na ich skrajne zwyrodnienia, za które uważał monarchię absolutną i republikę demokratyczną. Zdaniem francuskiego pisarza naturą monarchii są rządy zgodne z prawami, a jej zasadą jest honor, podczas gdy naturą absolutyzmu są arbitralne rządy jednostki, jej cechą – to że prawem jest wola suwerenna, a zasadą działania państwa strach. Dzisiaj doszło do sytuacji, w której absolutyzm demokratycznych biurokracji za pomocą nowoczesnej techniki określa wręcz rytm naszego życia. Zarazem jednak kolektywny charakter współczesnych mechanizmów decyzyjnych nie pozwala na wskazanie konkretnego suwerena, a tym bardziej na wyodrębnienie jego woli. Zasadą działania państwa nie jest zaś ani autorytet i honor, ani też strach. Składają się na nią raczej korupcja (również ta w wydaniu masowym – vide obietnice wyborcze), przyzwyczajenie i rezygnacja w obliczu potęgi opartego na nowoczesnych technologiach bezosobowego i biurokratycznego Lewiatana. Lewiatan ten przejawia się nie tylko w strukturach państwowych, ale również w gospodarce, zdominowanej przez potężne międzynarodowe korporacje. Żyjemy w czasach upadku ideologii, spadku zainteresowania mas dla spraw publicznych, atomizacji społeczeństw (ostatnio słabnie nawet rola więzi rodzinnych), innymi słowy – w czasach spokoju społecznego, a zarazem malejącego znaczenia więzi i struktur społecznych. We współczesnej Europie nie ma więc najmniejszych szans na żaden istotny przewrót społeczno-polityczny, a zatem w tym sensie warstwy rządzące mogą dziś spać znacznie spokojniej niż dawne elity. Z konserwatywnego punktu widzenia można by ten stan rzeczy ocenić pozytywnie, gdyby nie fakt, iż większa władza wymaga większej odpowiedzialności i świadomości celu sprawowania tej władzy, czego o współczesnych elitach powiedzieć niestety nie można. Nadal nie wiadomo więc, czy utworzenie Unii Europejskiej może na wzór Świętego Przymierza uporządkować sytuację na Starym Kontynencie i pogodzić tradycję z wymogami nieuchronnych zmian. Zwłaszcza że głowa współczesnego Lewiatana usadowiona jest za oceanem.

Jacek Matusiewicz – redaktor naczelny i wydawca czasopism konserwatywnych: „Graal” (w pierwszej połowie lat 90. XX wieku) oraz „Tradycja i Przyszłość” (w pierwszych latach XXI wieku), współredaktor pisma „Stańczyk”. Publikował także na łamach „Najwyższego Czasu!”, „Myśli Polskiej” i „Dziennika Zachodniego”.

Artykuł Współczesny absolutyzm i jego geneza pierwotnie został opublikowany w 2000 roku.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.