Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Waldemar Łazuga: „Uwikłani w przeszłość” (Księżna z Żywca)

„Uwikłani w przeszłość” (Księżna z Żywca)

Waldemar Łazuga

Po długim okresie pokoju runęły trony, wybuchły rewolucje, zmieniły się granice, zbankrutowały stare ideologie i do głosu doszły nowe siły. Co z niedawnej przeszłości pozostało, nawet jeśli uznamy, że młodość zwykle wydaje się piękna? Jaki wpływ miała przeszłość na pokolenie, które życie spędziło w „szczęśliwej” epoce, ale pod berłem trzech czarnych orłów? Czy Polacy stali się ludźmi „bez właściwości”, jak w powieści Musila, i czy po 1918 roku musieli siebie na nowo wymyślać? A także — i to jeszcze ważniejsze — czy wymyślać siebie w ogóle chcieli?

(…)

Choć chronologia to dla historyka podstawa, trudno powiedzieć, kiedy ta historia się zaczyna i kiedy kończy. Formalnie zaczyna się w 1918 roku, wraz z rozpadem „starożytnej monarchii”, kiedy pojawia się problem ludzi, którzy odgrywali w Austrii wielką rolę. Już jednak wyjaśnienie tej roli jest częścią tłumaczenia, jak do uwikłania doszło. Z zakończeniem jest podobnie. Formalnie byłaby nim śmierć Alicji Ankarcrony Badeni Habsburg w 1985 roku. W istocie „uwikłania” to nie kończy. Pozostały jej dzieci dziedziczące ten stosunek (nieraz przez zaprzeczanie!)1. Podobnie zresztą było u Gołuchowskich, Pinińskich, Badenich i wielu mniej znanych rodzin. Nadal bowiem w kraju i za granicą spotyka się miłośników Habsburgów pielęgnujących tę nostalgię. Choć nie każdy ma w domu portret Franciszka Józefa na ścianie.

(ze Wstępu)

Alicja Badeni z synem Kazimierzem (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Alicja Badeni z synem Kazimierzem

ROZDZIAŁ V Księżna z Żywca (fragment)

1. Twardość Ankarcronów

Mieszkała w Sztokholmie, Brukseli, Busku, Lwowie, Wiedniu i Żywcu. Należała do europejskiej elity elit przełomu XIX i XX wieku. Szwedzka arystokratka, która wyszła za polskiego hrabiego, by po jego śmierci poślubić arcyksięcia Habsburga. Nie przestała być Szwedką, gdy z wyboru została Polką. Nie przestała być Polką, gdy podczas I wojny światowej zakochała się w Habsburgu z Żywca. Przeżyła cesarzy i królów, dwie wojny światowe i czas dyktatorów, ale nigdy się z „epoką franciszkańską” nie rozstała. Podczas wojny służyła w Armii Krajowej. Po wojnie żyła nader skromnie. Tytułowana księżną Habsburg, który to tytuł nigdy nie był formalny, była do końca uosobieniem „mitu habsburskiego”. Jej życie to historia Europy w miniaturze. I ciekawy przypadek dozgonnego uwikłania w przeszłość.

Wychowywała się w pałacowych apartamentach. Obracała w najlepszym towarzystwie. Bywała na królewskim dworze. Starannie wykształcona, władała kilkoma językami. Muzykalna, świetnie jeździła konno. Od dziecka słyszała o sobie, że jest piękna, mądra, wrażliwa i porusza się z niezwykłą gracją. Rozpieszczana adoracjami. Obsypywana prezentami. I biżuterią. Nieziemskiej urody. Najpiękniejszy kwiat Skandynawii. Fotografowana i portretowana — jej podobizny ukazywały się w szwedzkich gazetach. Na jednym ze zdjęć jest w mundurze i na koniu w towarzystwie piątki umundurowanych jeźdźców. Miała wtedy osiemnaście lat.

Urodziła się 18 grudnia 1889 roku w Hölö, w historycznej Sudermanii, tak zwanej Szwecji właściwej, niedaleko Sztokholmu. Nosiła pięknie brzmiące nazwisko Ankarcrona (będące połączeniem słów: kotwica i korona), szczyciła się herbem z dwiema złotymi koronami na czerwonym i niebieskim polu przeciętym ukośnie białym pasem. Jej ojciec Oskar był pierwszym łowczym królewskiego dworu (i synem królewskiego nadłowczego), matka i babka pochodziły ze starych rodzin szwedzkich. Na złotym weselu dziadków gościem był król Szwecji i Norwegii Oskar II Bernadotte. Dziadek zresztą był nie tylko łowczym dworskim, lecz także dzierżawcą majątków królewskich. Człowiekiem skrzętnym i zaradnym. Surowym, twardym protestantem gotowym z każdym w obronie wiary kruszyć kopie.

Protestancką twardość i niechęć Ankarcronów do katolicyzmu tłumaczono przejściami rodzinnymi w Czechach podczas… wojny trzydziestoletniej (1608–1648)2. Z Czech bowiem się wywodzili i po zwycięstwie obozu katolickiego nad protestanckim stamtąd wyemigrowali, pielęgnując uraz do Habsburgów. Nazywali się Christoffer, rozmaicie zresztą pisząc to nazwisko, i po różnorakich perypetiach wylądowali na południu Szwecji, gdzie zajęli się mydlarstwem (wyrobem i handlem). Szlachectwo i nazwisko Ankarcrona zawdzięczali przodkowi o imieniu Teodor, marynarzowi pływającemu pod angielską, a następnie szwedzką banderą. Ów w 1715 roku wywiózł Karola XII z oblężonego przez koalicję antyszwedzką portu w Stralsundzie. Mianowano go potem admirałem floty, królewskim skarbnikiem, a nawet wojewodą okręgu Sztokholm. W tradycji rodzinnej pozostał „piratem”, któremu życie zawdzięczał największy wojownik Szwecji.

Nieistotne, czy Alicja poznała Ludwika hr. Badeniego na balu amarantowym w Sztokholmie podczas karnawału w 1911 roku, czy na festynie jeździeckim. Poznanie poznaniu nierówne. Zaczęło się od rozmowy (po francusku) o koniach — Badeni „wypytywał ciekawie”, jak się galopuje po lodzie, a był to sport w Galicji nieznany (czegóż to mężczyzna nie powie dla zdobycia atrakcyjnej kobiety?!)3. Alicja zrobiła na nim piorunujące wrażenie. On na niej chyba także.

Badeniowie w Galicji byli potęgą. Ojciec Ludwika Kazimierz był premierem rządu austriackiego i namiestnikiem Galicji, stryj Stanisław — marszałkiem krajowym. Obydwaj trzęśli galicyjską polityką, należeli także do krezusów, okupując wysokie miejsca na c.k. latyfundialnych listach. Cesarz Franciszek Józef modlił się, aby Badeni był jego „ostatnim i dożywotnim premierem”. Wobec kobiet czarujący, romansowi, gościnni, koneserzy alkoholu, w interesach sprytni „jak czterech Żydów razem wziętych”, mieli służbę „wybornie wytresowaną”, bo za lada przewinienie prali po pysku. Znane stały się powiedzenia „badeniowska zręczność” i „badeniowskie szczęście”. Mówiono o ich niebywałej energii i „dynastycznej żyłce”. Za młodu, pracując po nocach, zlewali sobie głowy zimną wodą. Na starość — dla podkreślenia wagi ich nazwiska — Galicję nazywano Badenią. Przeszłość należała do starych rodów: Potockich, Lubomirskich, Tarnowskich czy Sanguszków. Przyszłość wydawała się należeć do takich „awansowych” rodzin jak oni4.

W 1911 roku, gdy się poznali, Ludwik był radcą poselstwa austro-węgierskiego w Sztokholmie. W pracy się nie przemęczał. Brylował natomiast w towarzystwie, epatował gestem, fortuną, a zwłaszcza kontaktami w kręgach międzynarodowej arystokracji i w c.k. dyplomacji kierowanej przez innego przedstawiciela „awansowych rodzin”, Agenora hr. Gołuchowskiego. Choć miał opinię bon vivanta, sybaryty i hulaki, młoda Szwedka była nim oczarowana. „Hrabio Badeni, hrabio Badeni — śpiewano taki kuplet — Czym byłby Sztokholm bez ciebie?”. Nicht pausieren! Nur spielen! (nie pauzować, tylko balować)5. Na parkiecie pierwszy. W amorach niedościgły. Żeby zdobyć Alicję, urządzał festyny, bale kwiatowe, spacery ukwieconym statkiem między wyspami archipelagu wzdłuż szwedzkiego wybrzeża, sprowadzał węgierskich grajków, wydawał majątek na kwiaty. Alicja, o kilkanaście lat młodsza, żeby przyspieszyć ślub, przeszła na katolicyzm, a nawet uprosiła ojca, by wesele mogło się odbyć na królewskim zamku. Było o weselu głośno choćby z powodu nieobecności „twardego” dziadka panny młodej, który Badeniego „nienawidził”. A także ze względu na nadmiar gości z Galicji. „Tylu katolików, tylu katolików” — biadolono na protestanckim dworze.

Odnotowano obecność… proboszcza sprowadzonego specjalnie z Buska.

Waldemar Łazuga, Uwikłani w przeszłość. „Proskrybowani” i „dyletanci”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2023

2. Ludwikowa Badeniowa

Wspomnień Alicji wydanych w Szwecji w 1973 roku — mimo starań kilku oficyn — nie przełożono na język polski. Otwiera je opis balów, obiadów i rautów, a także korowód arystokratycznych tytułów zastępujących nieraz charakterystyki postaci. Szwedzka belle époque z różnymi ornamentami, niezbyt zresztą różna od francuskiej czy austriackiej. „Sądzę — pisze Alicja — że w tamtych czasach dziewczęta w moim wieku były niedojrzałe i niedoświadczone. Zauroczyła mnie południowoeuropejska [sic! — W.Ł.] ekstrawagancja hrabiego Badeniego”6. O swoim kilkuletnim zaledwie małżeństwie z Ludwikiem wyraża się dość chłodno. Zawiodła się na nim? Zbyt wcześnie została żoną?

Po ślubie małżonkowie udali się w podróż przez Berlin do Rzymu. Wracając, zahaczyli o Drezno, Wiedeń i Lwów. Alicja łatwo przystosowywała się do nowych warunków. Spodobał jej się Busk, galicyjska siedziba Badenich (dziś w Ukrainie). Dobrze czuła się w Wiedniu u rodziny męża. Polubiła jego ekscentryczną siostrę Wandę (primo voto Krasińską, secundo voto Zamoyską), palącą papierosa za papierosem i z upodobaniem strzelającą z fuzji. Teściową Marię z domu Skrzyńską nazwała „polską patriotką”7. Uczyła się języka polskiego i szybko go opanowała. Potem wyjechała z mężem na placówkę do Brukseli. I tam, w październiku 1912 roku, urodziła syna, któremu po dziadku, austriackim premierze, dano na imię Kazimierz. Na zdjęciu z kilkumiesięcznym oseskiem emanuje radością, która jest „wyłączną własnością matki” — jak to pięknie ujął później znany dominikanin. Zaraz potem zaczęły się problemy zdrowotne Ludwika. Jego dziwne zachowania. Nagłe niepokoje. Wybuchy złości i następujące po nich głębokie psychiczne zapaści. Chorobę otoczono dyskrecją.

Pozostało po Ludwiku Badenim niewiele. Najciekawsze są jego listy do szefa z czasów służby na placówce w Brukseli, ministra spraw zagranicznych c.k. monarchii, Leopolda hr. Berchtolda, obwinianego po 1918 roku o doprowadzenie do wojny. Choroba przyszła niespodziewanie. W listach pisanych podczas podróży poślubnej komentuje ministerialny awans jednego ze swoich przyjaciół, Wacława Zaleskiego. Składa serdeczne gratulacje. Zapewnia o uznaniu i szczerym podziwie: „nigdy nie słyszałem, żeby ktoś na Ciebie wygadywał”8. W 1912 roku, gdy wybucha wojna na Bałkanach, Ludwik radzi Berchtoldowi, aby uważał na knowania Piłsudskiego, który szykuje wielkie demonstracje antyrosyjskie z powodu rocznicy powstania styczniowego. „Gdybym był na Twoim miejscu, poprosiłbym do siebie namiestnika i marszałka krajowego i polecił im, aby zakazywali tego rodzaju demonstracji”. Rady przełożonemu udziela „jako dobry Austriak i dobry Polak”. Przestrzega dalej przed sympatyzującym z endecją Stanisławem Głąbińskim, którego nazywa confuser Kopf. Przeplata to rozmaitymi brukselskimi historyjkami. W listach pisanych po niemiecku wtrąca polskie słowa. Otwiera listy zwrotem: Lieber Onkel Poldi (Drogi Wujku Poldku)9. Zamyka polskim: „Całuję”.

Charakter pisma jest nierówny. Tekst się rozsypuje. Niektóre dygresje dziwią. Powodem może być właściwa kilku pokoleniom Badenich dysgrafia i dysleksja — ojciec Ludwika na co dzień korzystał z usług kaligrafów, a zmarły w 1995 roku Jan Badeni uważał się za dyslektyka. W przypadku Ludwika w grę mogła wchodzić choroba. Z czasem tak dokuczliwa, że wymagająca stałej opieki. Alicja z synem z Brukseli przenoszą się do Wiednia. Ludwik — za radą lekarzy — trafia do kliniki w Tulln nad Dunajem. Alicja co jakiś czas go odwiedza. Ale postępy choroby pozbawiają złudzeń. Jest przy nim w ostatnich chwilach życia. „[…] oddech osłabł i po jakimś czasie ustał. Wydawało mi się, że nigdy wcześniej nie wiedziałam, co to cisza. Jakbym usłyszała ciszę”10. Umiera Ludwik 10 listopada 1916 roku, w drugim roku wojny. Syn Alicji ma cztery lata. Ona nie ma jeszcze trzydziestu.

Śmierć Ludwika przechodzi niemal niezauważona. Krakowski „Czas”, którym Badeniowie latami trzęśli, zamieszcza o zmarłym jednozdaniową wzmiankę11. O niektórych sprawach się nie pisało. O niektórych chorobach nie mówiło.

Waldemar Łazuga, Uwikłani w przeszłość. „Proskrybowani” i „dyletanci”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2023, str. 459, oprawa twarda z obwolutą, ISBN 978-83-8202-856-0.

 Ślub hrabiego Benedykta Tyszkiewicza z księżniczką Eleonorą Radziwiłł, 1938

Ślub hrabiego Benedykta Tyszkiewicza z księżniczką Eleonorą Radziwiłł, 1938


1 Taką „metodę” obrał dominikanin o. J. Badeni, dzięki czemu, zaprzeczając jej i drocząc się z tą tradycją, skutecznie opowiadał swoją habsburską historię.

2 J. Syrek: Nie bój się żyć. Biografia ojca Joachima Badeniego, Kraków 2014.

3 A. Sporniak, J. Strzałka: Autobiografia. Z ojcem Joachimem Badenim rozmawiają Artur Sporniak i Jan Strzałka, Kraków 2014, s. 13.

4 W. Łazuga: Rządy polskie w Austrii. Gabinet Kazimierza hr. Badeniego 1895–1897, Poznań 1991, s. 40 i n.

5 A. Habsburg: Princessa och partisan, Stockholm 1973, s. 10.

6 Ibidem, s. 9.

7 Ibidem, s. 11.

8 List L. Badeniego do W. Zaleskiego (bez daty), Papiery Zaleskich, Lwowska Naukowa Biblioteka im. W. Stefanyka, syg. 7096/II.

9 List L. Badeniego do L. Berchtolda, 7 IX 1912 i listy niedatowane, Papiery Berchtolda, Moravsky zemsky archiv, Brno, syg. G 138.

10 A. Habsburg: Princessa, op. cit., s. 22.

11 „Hr. Ludwik Badeni, radca legacyjny, syn Kazimierza i Marii z Skrzyńskich Badenich, urodzony w 1873 r., zmarł po długiej chorobie opatrzony św. Sakramentami d. 10 bm.”, „Czas” 13 XI 1916, nr 573, wydanie wieczorne.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.