Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Klub Konserwatywny » Memorandum w sprawie konserwatyzmu w Polsce

Memorandum w sprawie konserwatyzmu w Polsce

Klub Konserwatywny

Łódź, 29 października 1995 r.

Sześć lat temu zainaugurował swoją działalność Klub Konserwatywny w Łodzi – jako jedno z pierwszych po wymuszonej okolicznościami historycznymi 50-letniej przerwie stowarzyszeń zainspirowanych myślą tradycyjnej prawicy. Od tego czasu powstało i rozpoczęło działalność niemało ugrupowań określających się jako konserwatywne, i to nie tylko o charakterze klubowym, ale także stronnictw politycznych. Przez ten okres zmieniła się także – choć nie w takim stopniu, w jakim byśmy sobie najgoręcej życzyli – nasza Ojczyzna Polska; cieszymy się, że jest wolna i niepodległa, bolejemy, że panowanie jednej ideologicznej nierzeczywistości (marksizmu i leninizmu) zdaje się ustępować nie rządom prawa naturalnego oraz instytucji ufundowanych na 1000-letniej chrześcijańskiej tradycji państwa polskiego, ale innej utopii ideologicznej (też zresztą wywodzącej się z mrocznego dziedzictwa tzw. Oświecenia), czyli demokracji liberalnej na płaszczyźnie moralności i polityki socjalnej w sferze ekonomicznej.

Sądzimy, że ideowo-formacyjny charakter naszego stowarzyszenia, jak również „staż” i nie najskromniejszy dorobek programowy, dają nam prawo do zaprezentowania oceny współczesnego polskiego konserwatyzmu (czy też środowisk i organizacji do konserwatyzmu się przypisujących), jak również kilku przestróg pod adresem jego polityczno-partyjnych faktorów, by nie rzec – arendarzy. Musimy przyznać, i to z satysfakcją, że słowo: konserwatyzm straciło w dyskursie politycznym swój ongiś wręcz obelżywy wydźwięk, a nawet zyskało pewną popularność; natychmiast jednak; zmuszeni jesteśmy także dać wyraz zaniepokojeniu tym, że odzyskując dobre imię i niejako „demokratyzując się” (w sensie upowszechnienia), począł konserwatyzm nadzwyczaj prędko podlegać rozmaitym zniekształceniom, od fałszywego pojmowanie jego zasad ideowych po jawnie instrumentalne traktowanie go w doraźnych gierkach politycznych. Te właśnie problemy poniżej zwięźle naświetlamy i poddajemy pod rozwagę zainteresowanych stanem konserwatyzmu w Polsce.

1.

Wiele wypowiedzi i zachowań deklaratywnych konserwatystów dowodzi, że wciąż jeszcze i dla wielu konserwatyzm stanowi rodzaj intelektualno-politycznej mody, czy nawet ideologicznej abstrakcji, nie odnoszonej do konkretnej tradycji narodowej, do sytuacji egzystencjalno-moralnej konkretnego polskiego społeczeństwa i polskiego państwa, do dobra moralnego konkretnych osób tworzących polską wspólnotę narodowa. Pseudokonserwatyzmem nie wahamy się nazwać zwłaszcza umysłowo dziecinnej, zdradzającej nieznajomość i oderwanie od rodzimej, europejskiej tradycji, fascynacji hałaśliwym amerykańskim „neokonserwatyzmem” proweniencji – wedle własnych, a dla konserwatysty-katolika humorystycznych w najlepszym razie samookreśleń „judeochrześcijańskiej”. Ów „neokonserwatyzm”, nawet przez szczerych konserwatystów w Ameryce traktowany jako „trojański koń” liberałów w obozie prawicy i wznoszący ekstatyczna hymny na cześć demokracji oraz „demokratycznego kapitalizmu”, jest niczym innym, jak słabo zamaskowaną próbą ostatecznej sekularyzacji polityki i „zamrożenia” historii w jej demoliberalnym samozbawieniu.

A przecież prawdziwy konserwatyzm, zakorzeniony w klasycznej filozofii polityki Platona, Arystotelesa i Cycerona, w teologii politycznej św. Augustyna i innych Ojców starożytnych, w uniwersalizmie scholastyków wspaniałych Wieków Średnich (na czele ze św. Tomaszem z Akwinu) oraz kontrreformacji epoki Baroku (św. Robert Bellarmin, bp. Bossuet), a za swych bezpośrednich ojców-założycieli mający Burke'a i Chateaubrianda, de Maistre’a i de Bonalda, Donoso Cortésa i Maurrasa, ks. Adama Czartoryskiego i Stańczyków, nie jest jak inne – zwłaszcza lewicowe „izmy” utopijną ideologią, tylko odczytaniem zasad ładu wiecznego i realistycznym sposobem myślenia motywującym i podbudowującym akcję służącą zachowaniu fundamentów życia społecznego (religia, rodzina, własność etc.) w ogóle, a pierwiastków determinujących narodową tożsamość i egzystencję państwa w szczególności. Nigdy przeto dość przypominania słów patriarchy polskiego konserwatyzmu, Stanisława Koźmiana, iż stańczykowska szkoła patriotyzmu politycznego „zachowawcza była o tyle, że jej jedynym zadaniem było zachowanie narodowego bytu społeczeństwa polskiego. W logicznym następstwie przyjęła podstawowe zasady, jedne wskazane jako niezbędne, drugie jako najlepsze środki utrzymania narodowego bytu polskiego. Te się okazały zachowawczymi w ogólnoludzkim znaczeniu. Celem jej jednak nie były doktryny ani teorie: cel jej był rzeczywisty, praktyczny, wyłączny, polski byt narodowy”. O ileż słowa te zyskują na aktualności w chwili obecnej, kiedy naród polski zdaje się być już amorficzną, bezkształtną, pozbawioną naturalnych więzi, autorytetów i hierarchii masą, poddawaną multimedialnej indoktrynacji zatrutymi produktami „postmodernistycznej” cywilizacji i jeszcze ponaglaną do wyzbycia się resztek tożsamości w tzw. europejskim wspólnym domu.

2.

Zorganizowany konserwatyzm w Polsce jest wciąż jeszcze mało „uświadomiony” ideowo, wykorzeniony (choć to paradoksalne) z bogactwa własnej tradycji, leniwy w dociekaniach filozoficznych, wskutek czego nieomal zawłaszczony przez powierzchownych żurnalistów i miernych „dojutrkujących” polityków; a jednocześnie nazbyt „gett owy”, pozbawiony ducha bojowego, woli walki, być noże nawet niemający odwagi podjąć podstawowej politycznej decyzji – wskazania wroga. Konserwatyści, rozproszeni po różnych partiach, z których żadna nie jest do końca i w całości konserwatywna, nawet i w tych swoich macierzystych stronnictwach są w mniejszości i zdominowani przez reprezentantów innych nurtów.

Przed konserwatyzmem stoi tedy zadanie, którego spełnienie jest warunkiem jego przetrwania – objęcia przewodnictwa w polskim życiu myślowym i politycznym, co wymaga działań dwutorowych: a) wzmożenia pracy teoretycznej, metapolitycznej, i postawienia jej na należytym poziomie, oraz b) zorganizowania szerokiego politycznego obozu konserwatywno-ludowego, analogicznego do „thatcheryzmu” w Anglii czy Frontu Narodowego we Francji, skupionego na sprawach bieżących, ale poddanego nieustannej „cenzurze” moralnej i ideowej, sprawowanej przez ośrodek metapolityczny.

3.

Istnieją dziś w Polsce ugrupowania określające się jako konserwatywne, które chyba zbyt dosłownie potraktowały cnotę „umiarkowania”, „ewolucjonizmu”, „unikania wstrząsów” czy „sztuki kompromisu”, dając tym dowód złego rozpoznania położenia w jakim znajduje sin naród, państwo, Europa i cała nasza cywilizacja, a także – być może – własnego uzależnienia od sił, które za ten stan rzeczy są właśnie odpowiedzialne. Tymczasem, konserwatyzm w tym rozumieniu – spokojnej, bezpiecznej ewolucji i łagodnego perswadowania ludziom „rozgorączkowanym” do rozsądku – jest już dzisiaj anachroniczny, jałowy, a nawet śmieszny. Żyjemy bowiem w świecie niekonserwatywnym, gdzie Obóz Nieładu ma prawie nieograniczoną władzę kulturową, polityczną i gospodarczą, nie mamy więc innego wyjścia jak być konserwatywnymi kontrrewolucjonistami, „Politycznymi Żołnierzami” nie mdlejącymi ze strachu na zarzut „prawicowego ekstreminizmu”, lecz idącymi śmiało na krucjatę przeciwko duchowym pariasom i dla przywrócenia właściwego porządku rzeczy.

Szczególnym przypadkiem hańbiącego konserwatystę oportunizmu jest asystowanie, czy wręcz wyrażanie aprobaty dla tzw. wchodzenia do Europy a la Maastricht, czyli w istocie anty-Europy, którą masońscy inżynierowie socjalni zamieniają w „pluralistyczny” kulturowo, religijnie i rasowo śmietnik. Patriotycznym, cywilizacyjnym i nawet religijnym obowiązkiem prawdziwych polskich konserwatystów jest szukanie porozumienia ze wszystkimi narodowymi i szczerze przywiązanymi do indoeuropejskiego dziedzictwa środowiskami ideowymi i ruchami politycznymi w Europie; budowanie „międzynarodówki oporu” przeciwko satanicznym zamierzeniom „eurofederastów”.

4.

U części współczesnych konserwatystów zauważalna jest niebezpieczna osmoza z ideologią indywidualistyczno-liberalną, poddanie się złudzeniu, iż tradycyjny spór ideowy pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem został już całkowicie i satysfakcjonująco obie strony rozwiązany w syntezie „konserwatywno-liberalnej”. Nie przecząc, iż pewne punkty na płaszczyźnie polityczno-ustrojowej, a zwłaszcza gospodarczej, są w konserwatyzmie i w liberalizmie wspólne, trzeba na podstawie kilkuletniej już obserwacji stwierdzić, iż ta naprędce sklecona synteza doprowadziła w praktyce do zupełnego zdominowania konserwatyzmu przez ideologię i retorykę leseferystyczną w myśleniu ekonomicznym a negatywistycznie liberalną w myśleniu politycznym, co wypacza właściwy konserwatyzmowi pogląd na państwo. Doszło do tego, że nie tylko postronni a nie mający pojęcia o istocie i historii konserwatyzmu obserwatorzy, ale także niektórzy deklaratywni konserwatyści ulegają sugestii, iż esencją prawicowości jest liberalizm gospodarczy, infekują się „mistyką” wolnorynkową i tracą z pola widzenia naprawdę fundamentalne kwestie natury duchowej, kulturowej i politycznej. Zwłaszcza relacja państwo-jednostka ujmowana jest w nurcie libertariańskim wyłącznie w aspekcie aktywności gospodarczej człowieka, przesłaniając zupełnie jego funkcje wyższe i cele pozadoczesne – traktowane tu zresztą jako sfera „prywatności”, co jest typową herezją liberalną, potępione wielokrotnie przez Urząd Nauczycielski Kościoła, m.in. w „Syllabusie”. Dlatego słuszna w wymiarze powiązań i odniesień gospodarczych idea „rządu minimalnego” poczyna niepokoić, gdy wskutek jej przesadnego eksponowania, a zagłuszania konserwatywnych wątków myślenia o władzy, państwie i powinnościach obywatelskich, jest przenoszona na całość relacji zachodzących pomiędzy członkami wspólnoty politycznej. Nie tylko wynaturzone państwo socjalno-nadopiekuńcze, ale państwo w ogóle zaczyna być wtedy pojmowane jako wróg ludzi i ich wolności, a właściwe jemu i tylko jemu atrybucje są wbrew naturze rzeczy przenoszone na tzw. społeczeństwo obywatelskie. To ostatnie pojęcie zostało zresztą w ideologiach nowożytnych wypaczone i zmistyfikowane; przestało bowiem oznaczać autonomiczne względem władzy suwerennej, obdarzone określonymi przywilejami, ale i obarczone równie skonkretyzowanymi obowiązkami, rządzące się właściwymi im prawami zrzeszenia naturalne, takie jak: stany, korporacje, gminy i prowincje, a zaczęło być rozumiane jako zwykła, arytmetyczna suma jednostek, pozbawionych poczucia lojalności wobec suwerena i całej wspólnoty, a nastawionych wyłącznie na uzyskiwanie koncesji zaspokajających ich roszczenia. Konserwatysta, pomny zasady pomocniczości, która nie dozwala wspólnocie wyższej ingerować w obszar zagadnień stanowiących domenę wspólnot niższych, opowiada się oczywiście za jak najszerszym samorządem obywatelskim; wszelako odtrutką na totalitaryzm omnipotentnego państwa biurokratycznego nie jest wcale równie wszechobecne i pochłaniające państwo społeczeństwo indywidualistyczne.

Ideologia liberalna atomizuje zatem społeczeństwo a państwu odbiera należny mu autorytet; neguje odrębność polityki od ekonomii, czyli ją depolityzuje. Do identycznych rezultatów prowadzi ślepota na wartości i więzi irracjonalne, akceptowanie co najwyżej tych zobowiązań jednostki wobec wspólnoty politycznej, które podejmuje ona świadomie, racjonalnie i kierując się wykalkulowanym interesem własnym. Temu czysto utylitarnemu racjonalizmowi niektórzy konserwatyści próbują przeciwstawiać (i w ten sposób niejako złagodzić go) li tylko autorytet doświadczenia, dane tzw. zdrowego rozsądku i zmysł praktyczny; atoli, jak trafnie zauważył głęboki myśliciel reakcyjny Mikołaj Gómez Dávila – „Tym, których wyłącznie doświadczenie uczyniło konserwatystami, rychło wyrastają liberalne ośle uszy”.

W skrajnych wypadkach podporządkowywanie się konserwatystów dogmatyce liberalnej może prowadzić nawet do traktowania państwa jako wyniku „umowy społecznej” pierwotnie wolnych indywiduów (wersja integralnie demokratyczna) lub „spółki prawa handlowego” (wersja demoliberalna), a rządu jako „wynajętego” przez suwerenny lud (bądź oligarchię plutokratyczną) pełnomocnika do prowadzenia spraw „zleceniodawcy” w zakresie mu przyznanym i w ściśle określonym czasie; jednym słowem do prawie wszystkich politycznych herezji, z którymi najwytrwalej prawdziwi konserwatyści – a zwłaszcza Burke, de Bonald czy Adam H. Muller – walczyli. Konserwatyści tedy nie mogą, pod groźbą utraty tożsamości, przyjąć liberalnej teorii (anty)polityki, wyrzec się zaś klasyczno-chrześcijańskiej teorii nadprzyrodzonego źródła władzy i jej sakralnego wymiaru; pojmowania społeczeństwa jako organizmu złożonego z rodzin, gmin, stanów i innych wspólnot naturalnych, a nie agregatu izolowanych jednostek; definiowania państwa jako wytworu prawa naturalnego i zaszczepionego przez Stwórcę duszy ludzkiej popędu społecznego; pojmowania wreszcie stosunku władzy i podległości jako hierarchicznego uporządkowania osób i grup, a nie zamazania i bezładnego przemieszania ról rządzących i rządzonych.

Pilnym zadaniem uświadomionego konserwatyzmu jest więc przywrócenie państwu autorytetu a polityce autonomii. Do odbudowania polis nie wystarczy retoryka niskich podatków i prywatyzacji, mimo iż są to cele bez wątpienia słuszne i konieczne. Nie wolno jednak godzić się na zawłaszczanie suwerenności państwa przez prawa popytu i podaży. Trzeba rekonstruować duchowe i polityczne fundamenty wspólnoty: patriotyzm, rację stanu, poczucie dziejowego posłannictwa, albowiem w zawsze możliwej sytuacji krytycznej trudno byłoby oczekiwać gotowości do ofiary krwi od obywatela przekonanego, iż jest tylko producentem lub konsumentem, uczestnikiem nie tylko samoregulującej się, ale regulującej wszystko gry rynkowej, wobec której wszystko inne jest albo pozorom albo podejrzanym „etatyzmem”.

5.

Pojawiła się wreszcie w naszym kraju ostatnimi czasy osobliwość zwąca się i zwana „prawicą laicką”, lub też konserwatyzmem areligijnym, a w każdym bądź razie akatolickim. Uporczywie padają z tej strony oskarżenią pod adresem katolicyzmu, że ten – zwłaszcza w Polsce – źle służy instaurującemu się kapitalizmowi, i że na przykład protestantyzm, osobliwie kalwinizm, byłby tu znacznie bardziej „przydatny”. W tej interpretacji katolicyzm staje się więc cywilizacyjnym zawalidrogą, a zatem wobec wymogów „modernizacji” – naszym narodowym pechem i nieszczęściem.

Nie wchodząc w historyczny już spór o stosunek poszczególnych wyznań do kapitalizmu (i ich „zasługi” wobec niego), lecz odrzucając w ogóle takie – skrajnie utylitaryzujące religię – wartościowanie, musimy stwierdzić z całą stanowczością, że tego rodzaju dywagacje – jeśli nawet nie są one przejawem zorganizowanej propagandy antykatolickiej – to z całą pewnością są w najwyższym stopniu nieodpowiedzialne. Konserwatyzmu w Polsce nie można bowiem sobie wprost wyobrazić poza katolicyzmem, chyba jako sztuczną, importowaną i skazaną na uwiąd ideologię. Konserwatyzm polski musi więc być katolicki nie tylko w znaczeniu tradycji kulturowej, ale także w znaczeniu samowiedzy, iż religia katolicka jest jedyną prawdą absolutna!

(—) Dr Jacek Bartyzel
Prezes Klubu Konserwatywnego w Łodzi

Memorandum powyższe zostało przyjęte uchwałą VI Walnego Zjazdu Klubu Konserwatywnego w Łodzi.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.