Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Helmut Schoeck, najwybitniejszy badacz zawiści

Helmut Schoeck, najwybitniejszy badacz zawiści

Tomasz Gabiś

W ubiegłym roku wydawnictwo Fijorr Publishing sprawiło niemałą radość wszystkim zainteresowanym teoriami ludzkiego zachowania, publikując monumentalne dzieło niemieckiego socjologa Helmuta Schoecka Zawiść. Teoria społeczeństwa. Radość tę zmącił nieco fakt, że – z niewiadomych względów – wydawca zamiast wziąć, jak Pan Bóg przykazał, za podstawę przekładu niemiecki oryginał, wziął przekład amerykański. W swojej krótkiej recenzji Janusz Korwin-Mikke słusznie ocenił, że książka Schoecka to dzieło na miarę Klasy próżniaczej Veblena, narzekając zarazem, że autor nie prowadzi jasno swojej myśli; podejrzewał, że jest to po części wina tłumacza, który przełożył rzecz nazbyt wiernie z amerykańskiego przekładu. Pragnę zapewnić JKM, że w niemieckim oryginale „jednego – jak określił je entuzjastycznie publicysta „Neue Zürcher Zeitung” – z największych socjologicznych dzieł XX wieku” tok wywodu jest całkowicie jasny i logiczny przez całe 420 stron (I. wyd. Verlag Karl Alber, Freiburg/München 1966). Książka jest niezwykle przejrzyście skonstruowana, nie ma w niej ani śladu współczesnego socjologicznego żargonu i ani odrobiny mętniactwa. Oczywiście jest tak naładowana faktami i ich interpretacjami, że wymaga skupionej lektury, a to dlatego, że – jak pisze JKM – porusza trudny i skomplikowany problem.

Kim był autor pracy należącej do kanonu humanistyki XX wieku, „najważniejszej – zdaniem wykładającego w Polsce filologa i filozofa Karstena Dahlmannsa – książki na temat zawiści od czasu opublikowania przez Maxa Schelera słynnej rozprawy o resentymencie” (zob. Dahlmanns, Helmut Schoeck. Neid vs. Freiheit. Ein Nachtrag zur Kulturgeschichte der Bundesrepublik Deutschland, prace naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, Seria: Studia Neofilologiczne 2011, z. VII)? Helmut Schoeck (1922-1993) urodził się w Grazu (Austria), dzieciństwo i młodość spędził w Badenii-Wirtembergii, ukończył liceum w Ludwigsburgu (jego uczeń prof. Gerhard Schmied podaje, że jako jedyny uczeń w szkole nie należał do Hitlerjugend), następnie studiował medycynę, filozofię i psychologię w Monachium i Trewirze, w 1948 roku u Eduarda Sprangera w Tybindze doktoryzował się z tematu „Karl Mannheim jako socjolog wiedzy”. Od 1950 roku przez kilkanaście lat wykładał na uniwersytetach w USA, najpierw na Yale University, potem w Fairmont State College (Wirginia) i w końcu na Emory University w Atlancie, gdzie od 1954 do 1965 roku był profesorem socjologii. Ze względu na naukowo-publicystyczną działalność w USA zalicza się go niekiedy do amerykańskiego ruchu konserwatywnego. W 1964 r. popierał kandydaturę Barry Goldwatera na prezydenta USA. Był członkiem wolnorynkowego Mont Pelerin Society. W 1965 r. po powrocie do Niemiec powołany został na stanowisko dyrektora Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Johannesa Gutenberga w Moguncji, gdzie wykładał do przejścia na emeryturę w roku 1990.

W USA był redaktorem lub współredaktorem książek zbiorowych: Scjentyzm i wartości (1960), Pomoc zagraniczna zweryfikowana. Krytyczna ocena (1958), Relatywizm a badania nad człowiekiem (1961), Psychiatria i odpowiedzialność (1962), Finansowanie opieki zdrowotnej (1962), Centralne planowanie i neomerkantylizm (1964), Nowy spór w ekonomii: sektor publiczny versus prywatny (1963). W Niemczech wydał m.in. Nietzschego filozofia „Ludzkiego-Arcyludzkiego” (1948), Socjologia. Historia jej problemów (1952, potem kilka kolejnych rozszerzonych wydań), USA – motywy i struktury (1958). Jego standardowe dzieło to Słownik socjologiczny, wielokrotnie wznawiany i rozszerzany od 1969 roku. Przełożył na niemiecki Socjologię religii Joachima Wacha.

Jego najbardziej znana książka to wspomniana wyżej Zawiść. Teoria społeczeństwa, opublikowana w 1966 roku. W trzy lata później ukazała się w USA jako Envy: A Theory of Social Behavior. Przełożono ją na kilkanaście języków, w tym na francuski, hiszpański, włoski, serbski, a nawet chiński. Schoeck pracował nad nią przez wiele lat – pierwszy artykuł na temat zawiści opublikował w 1952 roku w USA. W 1957 roku jego tekst Rola zawiści w masowej demokracji znalazł się w książce zbiorowej Masse und Demokratie (red. Albert Hunold), wydanej w 1957 roku przez liberalne wydawnictwo szwajcarskie Eugen Rentsch Verlag (tekst ten opublikowaliśmy w 1989 roku w 11 numerze „Stańczyka”).

Po powrocie do Niemiec wszedł natychmiast w ostre polemiczne starcia z Nową Lewicą i ideologami ruchu ‘68 roku, nie ustając w demaskowaniu ich prawdziwych celów politycznych. Przez 20 lat pisał dla „Welt am Sonntag”, współpracował też z konserwatywnym pismem „Epoche” założonym w 1976 roku. Do końca lat 80. opublikował szereg książek o zacięciu publicystycznym: Prawo do nierówności, 12 pomyłek naszego stulecia, Rozkoszowanie się wyrzutami sumienia, Interes z pesymizmem, Późny marksizm i jego publiczność: roszczenie i rzeczywistość, Lekarz pomiędzy polityką a pacjentem, Co to znaczy, że coś jest politycznie niemożliwe, Czy osiągnięcia są nieprzyzwoite? (opublikowana w 1971 roku, w krótkim czasie doczekała się siedmiu wydań), Utopia i frustracja w rebelii młodzieży, Redystrybucja jako walka klasowa, Nowa kwestia środowiska przyrodniczego. Strategia przeżycia czy walka polityczna?, Uwaga na przestępców zza biurka: polityka i prasa w RFN, Pomoc rozwojowa – polityczny humanitaryzm (na tę pozycję powoływał się Józef Mackiewicz w książce Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy).

W tamtych latach – jak pisał historyk powojennego konserwatyzmu niemieckiego Karlheinz Weissman – w sukurs konserwatywnym publicystom walczącym przeciwko emancypacyjnym iluzjom i utopijnym projektom społecznym przyszli konserwatywni uczeni: Hans Sedlmayr, Ernst Forsthoff, Pascual Jordan, Otto Brunner, Percy Ernst Schramm, Peter R. Hofstätter, Reinhart Koselleck, Robert Hepp, Hennig Eichberg, a wśród nich socjologowie Helmut Schelsky, Arnold Gehlen, Ernst Topitsch, Erwin K. Scheuch i właśnie Helmut Schoeck. Tworzyli wspólnie konserwatywną kontr-opinię publiczną, prowadzili kulturową kontrrewolucję. Helmut Schoeck, którego Armin Mohler, robiąc w latach 60. przegląd nurtów myślowych niemieckiego konserwatyzmu, zaliczył obok Wilhelm Röpkego do liberalnych konserwatystów (w Polsce nazwano by ich konserwatywnymi liberałami), był jednym z najbardziej aktywnych.

Jego dzieło Zawiść, w której ta „ciemna strona natury ludzkiej” przeanalizowana jest we wszystkich możliwych aspektach i kontekstach, na podstawie ogromnego materiału empirycznego, obserwacji społecznych, kulturalnych, politycznych, etnograficznych, antropologicznych, psychologicznych, jest ciosem we wszystkie egalitarne utopie, które w gruncie rzeczy mają jeden i ten sam cel: zbudowanie społeczeństwa ludzi równych, w którym nikt wobec nikogo nie będzie żywił zawiści i nikt nie będzie się musiał bać zawiści innych. Schoeck udowodnił, że zawiść jest uniwersalnym fenomenem, występującym we wszystkich ludzkich społeczeństwach, we wszystkich epokach pod wszystkimi szerokościami geograficznymi, zarówno wśród Indian Nawajów, jak i mieszkańców Londynu. Już u Eklezjastesa czytamy: „Zobaczyłem też, że wszelki trud i wszelkie powodzenie w pracy rodzi u bliźniego zawiść” (Ks. Eklezjastesa 4,4), chińskie przysłowie mówi zaś o odczuwanym przez zawistnika „przekleństwie wdzięczności”: „Dlaczego mnie tak nienawidzisz, przecież nic dobrego dla ciebie nie zrobiłem”.

Rzecz prosta, istnieją znaczne różnice w natężeniu i zakresie panowania zawiści, uwarunkowane cechami etnopsychologicznymi, geograficznymi itd. Według Schoecka zawiść jest pewną stałą antropologiczną i nie może zostać wykorzeniona, a jedynie do pewnego stopnia ograniczona. Społeczeństwo równości, czyli społeczeństwo bez zawiści i bez lęku przed zawiścią nie może istnieć.

Zawiść stanowiła od wieków przedmiot zainteresowania i refleksji filozofów, teologów, pisarzy. Nadmieńmy, że zawiści poświęcił Leszek Kołakowski jeden ze swoich „mini-wykładów o maxi-sprawach” (Kraków 2000), a do listy literackich studiów zawiści analizowanych przez Schoecka jak Billy Budd Melville’a, Frédéric Bastien Sue’ego, Zawiść Jurija Oleszy, można dopisać (ukończoną w 1939, wydaną pośmiertnie w 1973 roku) Zawiść Tadeusza Brezy, który był przekonany, że zawiść jest „i nieuleczalna, i wieczna”. Schoeck zauważa, że wprawdzie nikt nie mówi chętnie o najciemniejszej stronie duchowego życia człowieka, to jednak kiedyś o zawiści rozprawiano o wiele bardziej otwarcie. Cytuje ekonomistę Wilhelma Roschera (1817-1894): „Podczas gdy większość grzechów sprawia człowiekowi, przynajmniej na początku, przyjemność, zawiść z góry czyni go nieszczęśliwym. A przecież zawiść jest w naszych demokratycznych czasach szczególnie mocno rozpowszechniona. Niezliczone głosy, uznawane, często przez nas samych, za wyraz poczucia sprawiedliwości, są w swej najgłębszej istocie skalane zawiścią”.

Wiek XX to wiek zalegitymizowanej przez marksizm, rozszalałej zawiści i rządów zawistników – Gerd Habermann omawiając książkę Ekonomia zawiści wydaną pod red. Gerharda Schwarza i Roberta Nefa (Zürich 2000), będącą antologią klasycznych tekstów na temat zawiści (w tym, rzecz jasna, także Helmuta Schoecka), napisał, że w XX wieku doktrynom społecznym bazującym na zawiści prawie udało się zniszczyć ludzką cywilizację. Tymczasem współczesne nauki społeczne nie mówią prawie nic o zawiści. Schoeck cytuje szereg dzieł socjologicznych i leksykonów, które zawiści nie znają. Socjologia i psychologia wyparły zawiść; przemilczają ją, ponieważ większość z ich przedstawicieli pracuje w paradygmacie lewicowej utopii społecznej, a skoro – jak dowodzi Schoeck – zawiść jest nieredukowalnym do warunków społecznych elementem ludzkiej psyche, to muszą ją przemilczeć, ponieważ inaczej musieliby przyznać, że utopia społeczeństwa wolnego od zawiści (egalitarnego) jest niemożliwa do zrealizowania.

O zawiści tym jest ciszej, im większe sieje ona spustoszenia społeczne i moralne, a dzieje się tak wówczas, kiedy z emocji pomiędzy jednostkami, istniejącej w obrębie mniejszych grup przekształca się w paliwo i lepiszcze ruchów politycznych, kiedy staje się fundamentem egalitarystycznych masowych ideologii i zostaje zinstytucjonalizowana w postaci programów partyjnych i polityki państwowej. Tam gdzie rządzą Partie Zawiści, gdzie mobilizuje się zawiść do celów politycznych, a zawistnicy określają politykę społeczna, gospodarczą, edukacyjną, tam zawiść podlega tabuizacji.

Zawiść indywidualna jest ukryta, zawiść publiczna jawna, ale okryta płaszczem obłudy, zamaskowana hasłami równości i sprawiedliwości społecznej. Kiedy słyszymy kogoś nawołującego – w imię „sprawiedliwości społecznej” – do progresywnego opodatkowania, do zabrania zamożnym i przeznaczenia tych środków dla biednych, to powinno być czymś oczywistym, że kieruje nim nie miłość do biednych, ale zawiść wobec bogatych. Zawistnikowi satysfakcję i radość („Schadenfreude”) sprawia w pierwszym rzędzie możliwość zubożenia bogatszych, a nie poprawa położenia biednych.

Bardzo wiele zjawisk, zachowań i wydarzeń w życiu społecznym i politycznym można wyjaśnić: dążeniem do zaspokojenia zawiści, lękiem przed zawiścią i agresją, która – w najrozmaitszych formach – zawsze z niej wypływa, oraz, przyjmującym różne strategie, unikaniem zawiści. Pierwszy z brzegu, z setek analizowanych przez Schoecka, przykład: prześladowania „czarownic” – ofiarą denuncjatorów padały albo kobiety młode i ładne (ofiary zawiści brzydszych i starszych), albo kobiety stare (ofiary lęku przed starczą zawiścią wobec młodszych i ładniejszych).

U nas Stanisław hrabia Tarnowski w swojej książce Z doświadczeń i rozmyślań (Kraków 1891) utrzymywał, iż to właśnie zawistnicy obalili margrabiego Wielopolskiego, ponieważ nie mogli się pogodzić z faktem, że jednak coś udało mu się politycznie osiągnąć. Zubożała (post)szlachecka polska inteligencja inicjowała i organizowała radykalne ruchy lewicowe, aby zaspokoić swoją zawiść wobec zamożniejszych i wyżej stojących w hierarchii społecznej, a z drugiej strony szlacheckie, ziemiańskie dzieci dręczone były wyrzutami „socjalnego sumienia”, czytaj: lękiem przed zawiścią ludu, co pchało je ku socjalizmowi (wariant opisywanego przez Vilfredo Pareto i innych socjologów zjawiska stawania na czele buntów ludowych zbiegów z klasy rządzącej lub ludzi zdeklasowanych). Zawiść leżała u podstaw ciągłej walki, jaką nasza zdemokratyzowana szlachta prowadziła z królami elekcyjnymi. Nie mogła znieść, że został wyniesiony wyżej ktoś, kto przedtem jej równy. Dlatego też łatwiej przychodziło zaakceptować króla-cudzoziemca niż kogoś, kto – zgodnie z teorią demokratycznej równości – był równym jej członkiem stanu szlacheckiego.

We wszystkich krajach, twierdzi Schoeck, instytucjonalizacja redystrybucyjnego państwa socjalnego przebiegała na drodze psychologicznego nacisku na wyborców za pomocą manipulowania ich lękiem przed zawiścią:

    Prawie każdy wyborca zna lub potrafi sobie wyobrazić kogoś, komu wiedzie się gorzej niż jemu. A jak można wykazać na podstawie materiału etnologicznego, najbardziej pierwotny i uniwersalny lęk to lęk przed „krzywym okiem” zawistnika. Jednak w pewnym momencie zorientowali się, że we własnym kraju nie znajdą już zbyt wielu „skrzywdzonych”, mogących pełnić rolę zawistników, których „złe spojrzenie” wywoływałoby lęk u bardziej zamożnych. Dlatego do propagandy włączono ideologię „krajów nierozwiniętych”. Chodziło o to, aby przekonać przeciętnego obywatela, że nie powinien być zadowolony ze swojego wysokiego poziomu życia. Jest bowiem czymś moralnie i politycznie po prostu nie do przyjęcia, żeby w tym samym czasie miliardy ludzi na świecie przymierały głodem: „Tylko my będziemy prowadzić właściwą międzynarodową politykę gospodarczą i socjalną, która Ciebie, wyborco, uchroni przed agresywną zawiścią biedaków z innych krajów.

W tym kontekście należy rozpatrywać wszystkie ideologie „trzecioświatowe”, popularyzowanie teorii postkolonialnych, rozmaite przejawy ksenofilii, ideologię wielokulturowości itd. Manipuluje się tu lękiem przed zawiścią milionowych kolorowych mas, który jest instrumentem w rękach europejskich i amerykańskich zawistników w ich moralnej agresji wobec warstw zamożniejszych.

Tam, gdzie słychać samooskarżenia Europejczyków i Amerykanów, gdzie widać masochistyczne tarzanie się przed innymi rasami i ludami w skrusze i samopogardzie, gdzie apeluje się o pomoc dla krajów biednych, które są rzekomo biedne, ponieważ te drugie są bogate, tam chodzi o budzenie przez zawistników poczucia winy i wyrzutów sumienia u tych, którym się lepiej powodzi. Pragnie wzbudzić się lęk przed zawiścią niegdyś „skolonizowanych” i realizuje strategię jej unikania polegającą na materialnym i moralnym przekupieniu potencjalnych zawistników, kosztem własnych obywateli.

Weźmy przykład współczesnego „feminizmu-dżenderyzmu”: jest to instrument w rękach zawistnych kobiet, które nie mogąc dorównać mężczyznom w różnych dziedzinach, prowadzą przeciwko nim kampanie nienawiści, dążą do dewaluacji męskości i zniszczenia kreatywnego potencjału mężczyzn. Pożądając czegoś, czego nie mogą osiągnąć, wolą to zniszczyć. Niektórzy mężczyźni lękający się skumulowanej zawiści feministycznych kobiet przechodzą na ich stronę, deklarując sto razy na dzień, że „rozumieją kobiety”, że są „feministami”, czyli zamieniają się w – jak nazywają ich radykalni obrońcy praw mężczyzn – „liliowe pudle”, służące na łapkach feministkom. W powyższych przykładach zawiść stała się zasadą polityczną: zawistnik ma zawsze rację, ten, kogo zawiść trafia, zawsze jest winny, znajduje się w defensywie i ma obowiązek moralny stale usprawiedliwiać się przed zawistnikami.

Czy zawiść może spełniać – podobnie jak zazdrość mogąca być impulsem do wysiłku i dorównania lepszym – społecznie pożytecznie funkcje? O ile Schoeck starał się wykazać, że może, znajdował nawet przykłady pewnych pożytków płynących z zawiści, o tyle hiszpański eseista, pisarz polityczny i dyplomata Gonzalo Fernández de la Mora (1924-2002) w opublikowanej w 1984 roku książce Zrównująca zawiść (La envidia igualitaria), wydanej także w Niemczech jako Der gleichmacherische Neid (Matthes & Seitz Verlag, München 1987) przekonująco broni tezy, że zawiść nie ma żadnej pozytywnej funkcji, jest czystą destrukcją, szatańskim złem. Dlatego, mimo iż trudniej byłoby znaleźć bardziej rozpowszechnione zjawisko, nikt nie przyzna się do zawiści otwarcie, zawiść zawsze występuje w masce. Ludzie mogą nieraz przechwalać się swoimi złymi postępkami, grzechem, wadami, ale nigdy zawiścią. Czy formanowski Salieri opętany zawiścią wobec Mozarta przyzna się do tego? Nigdy. Dodajmy, że według hiszpańskiego autora jedynie żądanie równości wobec prawa można uznać za wolne od zawiści. Żądanie jakiejkolwiek innej równości ma zawsze w niej swoje źródło.

Schoeck wielokrotnie zwracał uwagę na skutki zawiści dla rozwoju społeczno-gospodarczego. Warto w tym kontekście przywołać Adama Leszczyńskiego, autora książki Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980 (Warszawa 2013), który wyznał w jednym z wywiadów, że najbardziej frapująca jest dla niego kwestia samorzutnego rozwoju. Dlaczego, zastanawiał się Leszczyński, w jednych krajach impuls rozwojowy i wzrostowy wychodzi od wewnątrz, dlaczego rozwój jest tam czymś organicznym, produktem wewnętrznej dynamiki, a w innych – będących w zdecydowanej większości – tak się nie dzieje? Otóż – jak dowodzi Schoeck – warunkiem sine qua non samorzutnego rozwoju, jest ograniczenie w danej społeczności zakresu i natężenia zawiści, czyli okiełznanie zawistników. Pisał: „Historia cywilizacji jest rezultatem niezliczonych klęsk zawiści”. Tylko tam, gdzie zawiść ponosi klęskę, w ogóle może pojawić się „impuls rozwojowy i wzrostowy”. Jeśli poziom zawiści jest zbyt wysoki, panuje stagnacja; zawiść niszczy kreatywność, innowacyjność i produktywność, zabija dążenie do przewyższenia innych w danej dziedzinie; tworzy nieprzezwyciężalną barierę dla rozwoju, niszczy potencjał rozwojowy danej społeczności. Zagadkę „cudu europejskiego”, czyli właśnie samorzutnego rozwoju cywilizacji europejskiej, jej niezwykłej dynamiki, można wyjaśnić m.in. tym, że zawiść została tutaj stłumiona poprzez systemy religijne i kulturowe.

Ironia polega na tym, że socjalistyczna ideologia (wyznawana także przez Leszczyńskiego) jest, jak dowodził Schoeck, identyczna z „teorią ekonomiczną” wyznawaną przez najbardziej prymitywne plemiona i odpowiada za gospodarczą stagnację krajów „nierozwiniętych”. „Uważający się za oświeconego postępowca europejski, azjatycki czy amerykański socjalista to w rzeczywistości – pisał Schoeck – największy reakcjonista, który czuje i argumentuje tak, jak członek prymitywnego plemienia: każdy, kto ma więcej, ma więcej dlatego, że inni mają mniej”. U Indian Nawajów ludzie bardziej wpływowi i zamożni, wyrastający ponad przeciętność, oskarżani są o czary. Podobnie socjalista jest przekonany, że każdy bogaty człowiek doszedł do bogactwa za pomocą „brudnych” metod. „Właściwą przyczyną gospodarczo-kulturalnej stagnacji – wywodził Schoeck – jest społeczna zawiść, przekonanie, iż sukces jednego człowieka oznacza obrabowanie drugiego, oraz towarzyszące temu złośliwe zarzuty i oszczerstwa mające u tego, kto odniósł sukces, wywołać wyrzuty sumienia. I to właśnie te wyobrażenia i uczucia podsycają socjaliści”.

Schoeck pokazywał, jak rehabilitując zawiść i manipulując lękiem przed zawiścią, wychowuje się i edukuje dzieci w duchu socjalistycznym. W swojej książeczce Manipulowanie uczniami. Jak naszym dzieciom wpaja się „właściwą świadomość” (Freiburg 1976) opisywał, na podstawie analizy podręczników szkolnych i innych materiałów edukacyjnych, wtłaczanie dzieciom do głów przez zachodnioniemiecką lewicę marksistowskiego sposobu widzenia świata. Podaje niesamowite wręcz przykłady indoktrynacji ideologicznej, przy której bledną pomysły propagandystów w krajach komunistycznych. Np. dziecięcy przysmak, czekoladę, kojarzono z wyzyskiem i cierpieniami robotnic w fabryce czekolady: „jesz smaczną czekoladę, zatem jesteś wyzyskiwaczem, żywisz się cierpieniem innych; możesz jeść czekoladę, ale musisz odczuwać przy tym wyrzuty sumienia”. Albo szkolny plakat, na którym pomarańcze włożone w prasę do wyciskania soku mają kształt umęczonego Murzyna. Wniosek: „jesz pomarańcze, to jakbyś jadł zgniecioną głowę Murzyna”. Idzie o to, aby w dziecku smakującym pomarańcze, wywołać poczucie winy, obudzić lęk przed zawiścią wyzyskiwanych i samonienawiść z powodu wspólnictwa w wyzysku i cierpieniu innych.

Schoeck wykazywał, że tak zwana emancypacyjna i krytyczna pedagogika ma nadrzędny cel: już od pierwszych klas szkoły podstawowej wykorzenić wszystkie przekazane tradycją ideały, wartości i reguły w obcowaniu międzyludzkim, przede wszystkim pomiędzy dzieckiem a rodzicami, podważyć dotychczasowe autorytety, wbić klina między dzieci i rodziców. Lewicowa pedagogika jest niczym wielki odkurzacz, który tysiącami rur dociera do każdego zakątka duszy każdego dziecka, wysysając z niej poczucie sensu, radości z tego, co udane, szlachetne, zdrowe. W imię równości chce się znieść oceny, zlikwidować przejawy rywalizacji, aby wytrzebić przekonanie, że osiągnięcia mogą być osobistą zasługą, że człowiek może coś zawdzięczać swojemu wysiłkowi i talentom. Niezdolność do odczuwania wdzięczności, zawiść i resentyment – oto, zdaniem Schoecka, produkty lewicowej, „równościowej” pedagogiki.

W kontekście wprowadzania do niemieckich szkół tzw. edukacji seksualnej pisał Schoeck, że celem lewicowych seksedukatorów jest wywłaszczenie dzieci ze wstydu i skolektywizowanie seksu. Zwracał uwagę na to, że edukacja seksualna ma szczególnie destruktywne konsekwencje, ponieważ prowadzi się ją w klasach mieszanych, jednocześnie przed dziewczętami i chłopcami („seks z rynsztoka lewica wałkuje w klasach mieszanych”). Chce się im wszczepić myśl, że dla kolektywu nic nie jest święte, że wszystko może i powinno być publicznie dostępne. W ten sposób celowo pozbawia się uczniów szansy, aby mogli prywatnie i osobiście odczuć urok sfery erotycznej, aby dali się nią w przyszłości oczarować. Wywłaszczenie ze wstydu przyjmuje formę powszechnego stępienia zmysłów, powoduje niwelację myśli i doznań; sferę intymną dzieci otwiera się dla pornografów.

Schoeck zwracał uwagę na to, że „wywłaszczenie wstydu u naszych dzieci, zarówno w anatomicznym, jak i psychicznym sensie, nie zrodziło ze swawoli seksualnych obsesjonatów, ale z zimnej kalkulacji lewicowych manipulatorów”, używających dzieci jako świnek morskich w duchowych eksperymentach: „zmuszając chłopców i dziewczęta, aby wspólnie pozbywali się wstydu, czynią w świadomości dzieci wyrwę otwartą na każdy inny rodzaj brutalnej zmiany w dziedzinie dotychczasowych norm moralnych i konwencji”. Całkiem nowa seksualność jest niezbędna dla zbudowania całkiem nowego społeczeństwa, wychowanie ma być wychowaniem ku moralnemu relatywizmowi, względności wszystkich wartości, ideałów, wzorów i cnót. Jest to zamierzone przez lewicowych manipulatorów duchowe, emocjonalne i psychologiczne rozchwianie i etyczne zdezorientowanie dzieci służące przebudowie struktury ich osobowości. Szkoła ma produkować zneurotyzowanych, labilnych wewnętrznie osobników, łatwych do kierowania, kiedy dorosną. Przypomnijmy: Schoeck pisał to 37 lat temu! Dzisiaj zbiera się owoce lewicowej pedagogiki.

Wybitny socjolog Helmut Schelsky, autor słynnej, kluczowej dla zrozumienia klimatu intelektualno-duchowego RFN, książki Pracują inni. Walka klasowa i kapłańska władza intelektualistów (Opladen 1975), napisał, że koncepcje i interpretacje zawarte w dziele Schoecka o zawiści są swego rodzaju politycznym testem, odkrywającym zasadnicze postawy człowieka, wykluczającym czysto racjonalną reakcję. Albo zostaną z miejsca zaakceptowane, albo gwałtownie odrzucone. W zależności od wyniku tego testu, czytelnik może przekonać się, w jakim stopniu podlega dominującej ideologii leżącej u podłoża współczesnej demokracji. Okazuje się, że niewielu Niemców w ogóle chce poddać się temu testowi. Wspomniany wyżej Karsten Dahlmanns uważa, że „Schoeck przegrał swoją wojnę” i dzisiaj się go w Niemczech nie czyta. Cóż, zawiść nie dopuszcza, aby ktoś był prorokiem we własnym kraju. Szczególnie jaskrawym przykładem może być Ingrid Vendrell Ferran z uniwersytetu w Marburgu, która w 2006 roku opublikowała na łamach „Deutsche Zeitschrift für Philosophie” artykuł O zawiści. Analiza fenomenologiczna. Autorka cytuje różnych autorów, ale nazwisko Schoecka i tytuł jego książki nie pojawiają się ani razu! Nawet w przypisie! Dodajmy, że choć autorka jest Hiszpanką, ani słowem nie raczyła wspomnieć znakomitej książki o zawiści swojego rodaka Gonzalo Fernándeza de la Mory. Czyż nie jest to typowy przejaw zawiści? Przemilczam wybitnych, oryginalnych myślicieli, bo nie mogę im dorównać, a skoro nie mogę, to wolę ich „uśmiercić”, skazując na niepamięć.

Przywołany przez Schoecka Alexis de Tocqueville uważał, że zawiść jest naturalnym uczuciem i nieodłącznym składnikiem demokracji, która schlebia dążeniu do równości, ale nie potrafi zaspokoić pragnienia równości. Według Schoecka ustrój demokratyczny to system najbardziej narażony na hipertrofię zawiści: „Demokracja rodzi się z zawiści i zbyt często, niestety, jej ulega. Oczywiście zawiść, która doprowadziła do obalenia monarchii i arystokracji, nie musi automatycznie przekształcić się w zawiść skierowaną przeciwko każdej różnicy i każdej nierówności”. Ale może i często tak się dzieje: „Niestety, wszystkie realizowane od tamtego czasu reformy, które miały zlikwidować nierówności, nawet jeśli podejmowane w dobrych intencjach i przeprowadzane jedynie na niewielkim fragmencie tkanki społecznej, tylko rozpaliły potencjalnie nienasyconą ludzką zawiść i skierowały ją przeciwko różnicom, których zwalczanie nigdy nie wpadłoby do głowy dawnym lewelerom”.

Jednak nie wolno nam – nawoływał Schoeck – cofać się przed odważnym zmierzeniem się z problemem zawiści; niedopuszczenie do ostatecznego zwycięstwa zawistników powinno być najwyższym postulatem etycznym i politycznym. Apelował, aby każdy, kto tylko może, odważnie demaskował i piętnował zawiść kryjącą się za różnymi, szlachetnie brzmiącymi hasłami. Pisał: „Zauważono, że również poza chrześcijańskim kręgiem cywilizacyjnym, wstręt i strach przed terrorem zawistników jest tak duży, że ich roszczenia tracą siłę przekonywania, jeśli rozpoznane i odsłonięte zostanie ich prawdziwe źródło – zawiść. Wielkie rezerwy etyczne ma do dyspozycji autentyczny system liberalny, jeśli tylko jego obrońcy i orędownicy odważą się obnażyć najbardziej szpetny, a zarazem najczulszy nerw programów kolektywistycznych”.

W swoim myśleniu o zachowaniach społecznych Schoeck nigdy nie zrezygnował z fundamentalnej zasady, że jednostka ma pierwszeństwo przed strukturami społecznymi, które chcą ją pochłonąć i zawłaszczyć. Formułował także ogólny postulat dla nauk społecznych, koncentrujących się dziś na społeczeństwie, podczas gdy „obraz społeczeństwa można uzyskać jedynie wówczas, kiedy uprzednio posiada się obraz człowieka”. Tylko wtedy, kiedy nauki społeczne wychodzić będą nie od abstrakcyjnych struktur i procesów społecznych, ale od realistycznego obrazu natury ludzkiej, ponownie zasłużą na miano humanistycznych.

Artykuł pierwotnie opublikowany w portalu Nowa Debata: http://nowadebata.pl/2014/06/13/helmut-shoeck-najwybitniejszy-badacz-zawisci

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.