Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Brigitte Hamann: „Cesarzowa Elżbieta” (Węgry [fragment])

„Cesarzowa Elżbieta” (Węgry [fragment])

Brigitte Hamann

Sympatia Elżbiety dla Węgier wynikała przede wszystkim z jej niechęci do dworu wiedeńskiego. Tamtejsza arystokracja, a więc ci ludzie, w których widziała swoich wrogów (i chyba zresztą słusznie), składała się w znacznej części z rodzin czeskich. One w każdym razie nadawały ton życiu w Wiedniu, ich członkowie zajmowali wysokie stanowiska przy dworze, opanowali życie towarzyskie, a także mieli w matce cesarza, arcyksiężnej Zofii, potężną popleczniczkę i przyjaciółkę. Zofia wciąż okazywała im wdzięczność za lojalną postawę w czasie rewolucji. Dążyła również do tego, aby podobne uczucie obudzić w młodej cesarzowej. Miało się ono wyrażać przede wszystkim w nauce języka czeskiego. Zapewne właśnie dlatego, że było to życzenie Zofii, Sisi nie osiągnęła wiele na tym polu. Nauczyła się wprawdzie liczyć po czesku, o wiele trudniej było jej jednak posługiwać się krótkimi, wyuczonymi formułkami.

Zainteresowanie Sisi Węgrami rosło w miarę pogarszania się jej stosunków z dworem i teściową, wynikało też z jej krytycznej oceny absolutyzmu. W latach pięćdziesiątych Węgry, nie wyłączając szlachty, pozostawały w opozycji do dworu wiedeńskiego. Stosunkowo duża część węgierskiej arystokracji brała udział w rewolucji 1848–1849 roku (w przeciwieństwie do szlachty czeskiej). Ich majątki skonfiskowano, a wielu z nich żyło na wygnaniu. Dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, po tym, jak cesarz zwrócił im majątki i darował karę więzienia albo nawet zniósł wyrok śmierci (jak w wypadku Gyuli Andrássyego), byli rewolucjoniści wrócili do Budapesztu. Dla dworu wiedeńskiego pozostali jednak rebeliantami. Nie dowierzano im, nie ufano i pogardzano. Zwłaszcza arcyksiężna nie ukrywała, że Węgrów w ogóle, a w szczególności węgierską arystokrację, uważa za zatwardziałych buntowników. Odznaczali się wszak pewnością siebie i dumą, której władca absolutny z bożej łaski nie mógł tolerować u poddanych. Tak to sobie przynajmniej wyobrażała arcyksiężna.

Po upadku rewolucji Węgry zostały zglajchszaltowane. Unieważniono dawne przywileje oraz starą konstytucję. Kraj był więc zarządzany centralnie, z Wiednia, co prowadziło oczywiście do ciągłych prowokacji. Od 1848 do 1867 roku, a więc przez prawie dwadzieścia lat, były buntowniczą, niespokojną prowincją, którą trzeba było trzymać w ryzach przy pomocy silnej załogi wojskowej; mimo to Węgrzy odmawiali płacenia podatków Wiedniowi. W tych latach prowadzono nawet daleko idące rozmowy z mocarstwami (szczególnie z Prusami). Dotyczyły one poparcia dla Węgier przeciwko rządowi wiedeńskiemu. Tajnymi kanałami napływały również pieniądze potrzebne do wzniecenia rebelii. Każda podróż na Węgry była więc dla młodego cesarza ryzykiem.

Fakt, że kraj ten – wszystkie jego stany i ugrupowania – obstawał konsekwentnie przy żądaniu koronacji Franciszka Józefa na króla Węgier, nie przyczyniał się też do wzrostu jego popularności w Wiedniu. Warunkiem koronacji były gwarancje dla tradycyjnej konstytucji węgierskiej, a przecież po upadku Wiosny Ludów nie było nic bardziej podejrzanego niż wprowadzenie jej w życie. Oznaczało to bowiem ograniczenie władzy absolutnej panującego oraz aprobatę woli narodu (lub też – jak w przypadku konstytucji węgierskiej – aprobatę stanowych sił feudalnych), kiedy jednak w roku 1859 Austria utraciła Lombardię (również w tym wypadku arystokracja nadawała ton nastrojom rewolucyjnym), a utrzymanie Wenecji nie było już możliwe, zaczęto bardziej interesować się Węgrami. Stało się jasne, że mogą one odegrać ważną rolę podczas grożącego konfliktu z Prusami w kwestii niemieckiej. Dlatego w Wiedniu rozpoczęły się ostrożne dyskusje, jak wyjść Węgrom naprzeciw, nie tracąc twarzy.

[…]

Brigitte Hamann, Cesarzowa Elżbieta, przełożył: Jan Koźbiał, seria: Biografie Sławnych Ludzi, Państwowy Instytut Wydawniczy, wydanie IV poprawione, Warszawa 2023

W maju 1867 roku cesarz w mowie tronowej prosił Radę Cesarstwa o zatwierdzenie wstecz unii z Węgrami, obiecując również zachodniej części cesarstwa – „królestwom i krajom reprezentowanym w Radzie”, jak brzmiało oficjalne sformułowanie – dalszą rozbudowę konstytucji o dyplom październikowy z roku 1860 i patent lutowy z roku 1861, ponieważ nowy porządek musi „dawać takie same gwarancje pozostałym królestwom i krajom”. Krajom niewęgierskim obiecywał „rozszerzenie autonomii zgodne z ich życzeniami, jeśli nie godzi to w integralność monarchii”. Franciszek Józef określił nowy porządek jako „dzieło pokoju i pojednania” i prosił o „puszczenie w niepamięć niedawnej przeszłości, która zadała temu krajowi głębokie rany”1.

Kilka tygodni przed koronacją rozpoczęły się przygotowania do tego wydarzenia. Codziennie na przystani przy Weissgerberlände można było obserwować załadunek niezliczonych skrzyń, kufrów, dywanów, a nawet okrytych pokrowcami okazałych pojazdów, które wysyłano statkami z Wiednia do Budapesztu. Wszystko, począwszy od porcelany poprzez sztućce, nakrycia stołów, meble należało na czas pobytu cesarza przewieźć na zamek budapeszteński. Ponadto trzeba tam było gotować podczas uroczystości dla około tysiąca ludzi. Również konie pociągowe i wyścigowe przewożono tą samą drogą.

W Budapeszcie wynikły jednak problemy innego rodzaju. W ogromnym pośpiechu trzeba było zapewnić kwatery dla licznych gości (po horrendalnych cenach, na co narzekali dyplomaci). Policja miała pełne ręce roboty z wydalaniem z Budapesztu podejrzanych i zwolenników Kossutha. (Kossuth, przebywający na emigracji, oświadczył, że nadal obstaje przy żądaniu suwerenności Węgier i odrzuca unię i koronację Franciszka Józefa).

Ceremoniał czterodniowych uroczystości koronacyjnych był tak skomplikowany, że przeprowadzono próbę generalną z udziałem pary cesarskiej. Mistrz ceremonii czytał w kościele św. Mateusza zdanie po zdaniu scenariusz uroczystości, następnie próbowano daną scenę. Cesarz Franciszek Józef świetnie się bawił, musiał też czasem ingerować z powodu onieśmielenia niektórych uczestników. Ludwik von Przibram opisał scenę, podczas której jeden z biskupów miał przyprowadzić królową od klęcznika do ołtarza, jednak ze względu na doniosłość chwili zupełnie stracił głowę. „Gdy mistrz ceremonii dał znak, że teraz jego kolej, biskup począł przestępować z nogi na nogę, nie mogąc opanować zakłopotania. Cesarzowa podniosła się z klęcznika i skinęła na niego zachęcająco. Mistrz ceremonii, tracąc panowanie nad sobą, przeczytał ten fragment jeszcze raz, żeby pomóc mu się odnaleźć. Wszystko na próżno. W tej krytycznej sytuacji cesarz podniósł się z tronu, podszedł do nieszczęsnego biskupa, objął go poufale ramieniem i spytał: «Proszę mi powiedzieć, księże biskupie, co ksiądz biskup powinien teraz zrobić?». Ten drżącym z przejęcia głosem wyrecytował odpowiedni fragment z ceremoniału, jakby to był cytat z katechizmu. «Brawo – zawołał cesarz i delikatnie popchnął go w stronę, gdzie jego najjaśniejsza małżonka, uśmiechając się wciąż, czekała na hierarchę – a teraz proszę spojrzeć, tam czeka cesarzowa, proszę więc pójść i przyprowadzić ją na to miejsce». Te dobroduszne słowa, wypowiedziane płynnie po węgiersku, podziałały na zebranych tak elektryzująco, że wbrew etykiecie w kościele zabrzmiały donośne wiwaty «Eljen! Eljen!» na cześć cesarskiej pary”2.

Podczas próby generalnej nadeszła wiadomość o śmierci osiemnastoletniej arcyksiężniczki Matyldy, najmłodszej córki arcyksięcia Albrechta. Również ona, ulubienica wiedeńczyków, miała być jedną z figur na szachownicy wielkiej polityki. Miała zostać żoną następcy tronu Sardynii-Piemontu Umberta (późniejszego króla Włoch) i przyczynić się do poprawy nie najlepszych stosunków z Włochami. Na oficjalną żałobę nie pozostało jednak wiele czasu. Jedynie bal dworski i przedstawienie galowe w Teatrze Narodowym zostały odwołane. Program obiadów, przyjęć i audiencji nie mógł ulec zmianie.

Uroczystości koronacyjne rozpoczęły się przyjęciem członków parlamentu w sali tronowej na budapeszteńskim zamku. Franciszek Józef miał na sobie węgierski uniform generalski, Elżbieta węgierską suknię, na głowie węgierski czepek i diadem. Nawet następca tronu pojawił się w węgierskim sznurowanym garniturze z Orderem Złotego Runa na piersi. Wśród dam dworu, które otaczały cesarzową, była również Katinka Andrássy, żona Gyuli Andrássyego.

Posłowie poprosili oficjalnie cesarzową, aby pozwoliła się koronować. Elżbieta: „Z radością wypełnię to wyrażone przez Panów życzenie narodu, które jest także moim własnym. Dziękuję Opatrzności, że pozwoliła mi przeżywać ten doniosły moment”.

Drugą oficjalną prośbę skierowano do króla, by zechciał zatwierdzić wybór Andrássyego na zastępcę palatyna podczas koronacji. Franciszek Józef: „Chętnie przychylam się do tego wyboru; nie mogliście wybrać nikogo bardziej godnego tej funkcji”3.

Palatyn, przedstawiciel króla na Węgrzech wybierany przez węgierskie stany, miał tradycyjnie za zadanie nałożenie korony nowemu królowi, pobłogosławionemu przez prymasa Węgier. Ostatni pełniący tę funkcję, arcyksiążę Stefan Wiktor, zmarł w lutym 1867 roku na emigracji we Francji. On również jako „liberał” skompromitował się podczas Wiosny Ludów i mimo że był członkiem dynastii habsburskiej, musiał opuścić Węgry (i Austrię). Spędził na obczyźnie gorzkie lata choroby i zniewag, nie dane mu było powrócić na Węgry i dostąpić zaszczytu nałożenia królowi korony, jak każe tradycja. Tylko jego zwłoki wróciły na zamek budapeszteński.

Tym samym powstał problem, czy należy wstrzymać się z koronacją do momentu wyboru nowego palatyna. W końcu zdecydowano się na zastępstwo, przy czym najpierw została zaproponowana kandydatura Franciszka Deáka. Ten nie lubił jednak publicznych wystąpień i wspaniałych ceremonii. Na jego wniosek węgierski sejm zdecydował się przekazać tę funkcję Andrássyemu. Oznaczało to, że Franciszek Józef otrzyma koronę św. Stefana z rąk byłego rewolucjonisty, a obecnego premiera. Również w tej decyzji Elżbieta miała swój udział. Taki wynik dyskusji w sejmie przewidziała już wcześniej. Tydzień przed koronacją pisała do męża: „Z ogromnym zainteresowaniem czytam codziennie sprawozdania sejmowe i najróżniejsze przemowy w kwestii palatyna, i coraz bardziej się przekonuję, że jestem niesłychanie mądra, chociaż Ty nie doceniasz mojego wspaniałego rozumu”4.

Wiedeńscy wrogowie Sisi wszystkim tym zmianom przyglądali się z troską i drwiną. Adiutant generalny Crenneville chwalił wprawdzie cesarzową za to, że jest „bardzo rozmowna i godna uwielbienia mimo swoich kaprysów”, zauważał jednak, że uparła się po koronacji pójść na bal do Andrássyego, „który być może nie jest zdrajcą, ale kanalią znajdującą się pod wpływem kobiet”5.

Według starej tradycji zadaniem cesarzowej było własnoręczne reperowanie szat koronacyjnych. Tym razem było to szczególnie konieczne, ponieważ insygnia i szaty królewskie po upadku rewolucji zostały zakopane przez Kossutha i do czasu odnalezienia pięć lat przeleżały w wilgotnej ziemi. W węgierskich gazetach można było przeczytać, że Elżbieta, wspomagana przez swoją dziesięcioletnią córkę Gizelę, zacerowała nie tylko płaszcz św. Stefana, ale również podziurawione pończochy. Trudno to dziś zweryfikować, lecz nie wydaje się to możliwe w tak krótkim czasie. Sisi miała też naprawić skórzany czepek korony św. Stefana i dopasować ją do obwodu głowy małżonka. O szerokości korony w każdym razie dyskutowano jeszcze przed koronacją, gdy król i królowa byli już ubrani w odświętne szaty. Hrabina Helena Erdödy pisała: „Jej pierwszym pytaniem było, czy korona pasuje i czy nie jest za duża, na co król natychmiast udał się do otwartej komnaty obok i zaczął wykonywać wszelkie możliwe ruchy głową, przy czym zwisające małe sznurki fruwały, co wyglądało bardzo śmiesznie”6.

Dzień koronacji (8 czerwca 1867 roku) rozpoczął się o czwartej rano od 24 wystrzałów z dział cytadeli na górze św. Gellerta. W tym czasie przybywali już do miasta ludzie z całego kraju i ustawiali się wzdłuż ulic. Żony magnatów już w nocy zatrudniały krawców i fryzjerów, by koło szóstej włączyć się w sznur powozów zdążających do kościoła św. Mateusza.

O siódmej orszak królewski wyruszył z zamku. Jedenastu przedstawicieli najwyższych arystokratycznych rodów węgierskich niosło chorągwie, dalej szedł Gyula Andrássy z Wielkim Krzyżem Orderu św. Stefana na piersi i świętą koroną Węgier w ręku, za nim chorążowie z insygniami królestwa na poduszkach z czerwonego atłasu. Następnie szedł Franciszek Józef.

Ale w centrum zainteresowania była królowa. Wszystkie gazety węgierskie opisywały szczegóły jej pojawienia się. W „Pester Lloyd” czytamy: „Na głowie korona diamentowa, jaśniejący symbol godności, jednak wyraz pokory w pochylonej postawie i oznaki głębokiego wzruszenia na szlachetnym obliczu; tak kroczyła lub raczej płynęła, jakby była ożywioną postacią z obrazów, które ozdabiają święte pomieszczenia. Pojawienie się królowej w kościele wywołało głębokie i długotrwałe wrażenie”7.

Podczas uroczystości kościelnych prymas namaścił Franciszka Józefa, Andrássy nałożył mu – w zastępstwie palatyna – koronę. Również Elżbieta została namaszczona, przy czym koronę starym zwyczajem trzymał nad jej prawym ramieniem – Andrássy.

Podczas uroczystości śpiewano tradycyjne stare psalmy, ale również nowe kompozycje: Franciszek Liszt już przed laty na życzenie prymasa Węgier skomponował Mszę koronacyjną, pełną patriotycznego ognia. Sam kompozytor przyjechał też z Rzymu na przedstawienie, nie mógł jednak – co skrytykował „Pester Lloyd” – ze względu na sztywny ceremoniał osobiście dyrygować. Fakt, że ten narodowy utwór węgierski wykonała cesarska kapela dworska pod dyrekcją nie-Węgra, wywołał znaczne niezadowolenie8.

Następnym punktem uroczystości był pochód, już po koronacji, przez most łańcuchowy z Budy do Pesztu. (W tym czasie były to jeszcze oddzielne miasta, które połączyły się dopiero pięć lat później – w roku 1872 – i utworzyły Budapeszt). Damy były tym razem tylko obserwatorkami. Wszyscy uczestnicy pochodu jechali konno, król na swoim siwku. Naoczny świadek Ludwik von Przibram relacjonował: „Jakiż przepych kostiumów narodowych, bogactwo uprzęży i siodeł, wartościowe kamienie szlachetne w sprzążkach, pendentach i klamrach, starej broni z turkusami, rubinami, i perłami, szabli itd.! Wyłaniał się stąd raczej obraz orientalnego przepychu niż rzekomej nędzy, którą jako argumentem szermowano podczas debaty nad adresem do cesarza. Ogólnie sprawiało to wrażenie feudalno-arystokratycznego przeglądu wojsk. Patrząc na odzianych z przepychem baronów Rzeszy i chorążych z ich świtami, milczących, wiernopoddańczych wasali i wojów w strojach herbowych – można było odnieść wrażenie, że to wszystko dzieje się w średniowieczu. Szczególnie chorągwie Jacygierów i Kumanierów, ubranych w kolczugi, skóry niedźwiedzie, a na głowach mających jako ozdoby głowy zwierzęce lub rogi bawołu – przywoływały na myśl czasy, kiedy to chrześcijańska Europa musiała odpierać ataki pogan ze Wschodu. Nie było natomiast śladu mieszczaństwa”9.

Luksus ten raził w tak ciężkich czasach. Jeden z węgierskich bankierów kupił dla syna, jadącego konno w pochodzie, antyczne guziki do wspaniałej attyli, które kosztowały 40 tysięcy guldenów. Hrabia Edmund Batthyány zlecił malarzowi Karlowi Telepyemu rekonstrukcję stroju według wzorów średniowiecznych. Pod spód założył srebrną kolczugę – dzieło mozolnej pracy rzemieślnika, wykonane z 18 tysięcy kółek. Hrabia Edmund Zichy miał na sobie szmaragdowe ozdoby o wartości ponad 100 tysięcy guldenów, z kamieni wielkości kurzych jaj. Hrabia Władysław Batthyány zamówił masywną srebrną uprząż. Sama derka ważyła dwanaście kilogramów10. To wszystko w czasie, kiedy węgierscy chłopi żyli na granicy nędzy. Cały ten przepych stanowił dobrą okazję do krytyki dla obserwatorów zagranicznych. Poseł szwajcarski pisał na przykład: „Pochód stwarzał na tych, którzy w nim nie uczestniczyli, wrażenie pochodu karnawałowego, mimo przepychu i całej wspaniałości. Do wrażenia tego przyczyniali się szczególnie jadący na koniach arcybiskupi. Ten posmak średniowiecza nie pasuje po prostu do naszych czasów, do naszego wykształcenia ani też do naszych poglądów politycznych”11.

Historię z biskupami tak opisał Przibram (niektórzy z nich byli poprzypinani do siodeł, żeby nie spaść): „Gdy wrzawa i wystrzały spłoszyły któregoś z koni lub gdy obluźnił się popręg, nieszczęsny jeździec trwożliwie obejmował szyję zwierzęcia, przy czym ogromna tiara, która zdobiła jego głowę i ze względów bezpieczeństwa była również przypięta pod szyją, spadała mu na kark, co oczywiście wzbudzało ogromną wesołość widzów, tworzących szpalery po obu stronach drogi”12.

Również żona belgijskiego posła de Jonghe opisywała przepych tego widowiska: „Węgierskie kostiumy zmieniają Vulkanusa w Adonisa”. Dostrzegała jednak odwrotną stronę medalu: „Widywałam tych pięknych panów także w codziennych ubraniach: trzewiki, rodzaj zapinanej sukmany, jakaś okropna apaszka pod szyją, rzadko kiedy koszula – robili na mnie wrażenie po prostu brudnych… W tym wszystkim wyczuwa się jeszcze posmak barbarzyństwa”13.

Pochód zatrzymał się przed gmachem Lloyda. Tam zbudowano trybunę, gdzie miała się odbyć przysięga. Franciszek Józef, ubrany w prawie tysiącletni płaszcz i koronę, wypowiedział formułę: „Prawa, konstytucję, prawnie zagwarantowaną suwerenność i integralność terytorialną i krajów sąsiadujących utrzymamy nienaruszone”.

Po tradycyjnej przejażdżce konnej króla na wzgórze koronacyjne odbył się wystawny poczęstunek, podczas którego zaproszeni goście dogadzali sobie do woli, gdy para królewska nie spróbowała niczego oprócz odrobiny wina. W czasie tych ceremonii Andrássy przebywał w pobliżu Franciszka Józefa i Elżbiety. Podczas uroczystego poczęstunku pełnił na przykład taką funkcję: przed jedzeniem i po nim nalewał wodę do misy trzymanej przez pazia, a prymas podawał najjaśniejszym państwu ręcznik do wytarcia rąk.

Naród uczestniczył w tych uroczystościach głównie w roli widzów. Tylko na jeden tzw. nocny festyn na świeżym powietrzu zaproszeni byli wszyscy bez wyjątku. Ludwik von Przibram: „Woły i owce piekły się na rożnach i przy prawdziwych ogniskach; z wielkich beczek lało się strumieniami wino, w ogromnych kotłach kipiał gulasz; z patelni o średnicy koła od bryczki czerpano mieszankę ryby, słoniny i papryki, wszystko to było oczywiście za darmo”. Pośród rozszalałych tłumów widniała „sylwetka monarchy w otoczeniu gromady najczęściej z chłopska odzianych mężczyzn i kobiet, niektórzy z nich klęczeli, inni wyrzucali ręce do góry, wołając «Eljen!», do tego piskliwe dźwięki skrzypiec tnącej od ucha cygańskiej kapeli, a wszystko to oświetlone odblaskiem zapalonego stosu – zaprawdę fascynujący widok”14.

Dwa akty łaski zaraz po koronacji „wprawiły całe Węgry w nieopisany entuzjazm”, jak donosił szwajcarski poseł. Pierwszy z tych aktów to powszechna amnestia dla wszystkich przestępstw politycznych począwszy od roku 1848 oraz zwrot wszystkich skonfiskowanych dóbr. „Jest to jedna z najszerszych amnestii, jakie kiedykolwiek ogłoszono w cesarstwie, gdyż nie wyklucza ona nikogo ze skazanych czy skompromitowanych. Nawet Kossuth i Klapka mogą swobodnie powrócić do ojczyzny, jeśli tylko złożą przysięgę wierności ukoronowanemu właśnie królowi i będą przestrzegać praw krajowych”15. (Niebawem cesarz ogłosił podobną amnestię również dla zachodniej części cesarstwa – Przedlitawii).

Drugi wielki akt łaski był prowokacją dla wszystkich nie-Węgrów, jak również dla tych wszystkich, którzy podczas Wiosny Ludów walczyli po stronie cesarza. Otóż tradycyjny podarek koronacyjny w wysokości 100 tysięcy guldenów został – na wniosek Andrássyego – rozdany wdowom, sierotom i inwalidom armii honwedów, narodowej armii węgierskiej, która w czasie rewolucji walczyła przeciwko wojskom cesarskim. Miał to być znak pojednania cesarza z narodowymi ideałami Węgrów w okresie Wiosny Ludów. Oto gorzki komentarz Crenneville’a (wyrażający stanowisko wielu Austriaków): „To podłość. Wolałbym nie żyć na świecie niż doczekać takiej hańby. Dokąd nas to zaprowadzi? Tego nie można nazwać rządzeniem, kiedy się idzie za radą takich kanalii. Andrássy zasłużył sobie na stryczek bardziej jeszcze niż w roku 1849”16.

Dzięki zabiegom Andrássyego (który sam był oficerem honwedów) formacja została reaktywowana jako królewskie węgierskie siły obronne, przy czym na wypadek wojny miała być podporządkowana wspólnej c.k. armii. O przyznaniu podobnych uprawnień innym narodowościom nikt nie myślał.

[…]

Brigitte Hamann, Cesarzowa Elżbieta, przełożył: Jan Koźbiał, seria: Biografie Sławnych Ludzi, Państwowy Instytut Wydawniczy, wydanie IV poprawione, Warszawa 2023, ss. 568, oprawa twarda, ISBN 978-83-8196-594-1.


1 „Pester Lloyd”, 23 maja 1867.

2 Ludwig Ritter von Przibram, Erinnerungen eines alten Österreichers (Wspomnienia starego Austriaka), Stuttgart 1910,1, 185 i nn.

3 „Pester Lloyd”, 7 czerwca 1867.

4 Sp. Cortiego, 29 maja 1867.

5 Crenneville, do żony, 7 czerwca 1867.

6 Helene Erdödy, Lebenserinnerungen (Wspomnienia), Wiedeń 1929, 154.

7 „Pester Lloyd”, 8 czerwca 1867.

8 Ibid., 13 czerwca 1867.

9 Przibram, 187.

10 Ibid., 180.

11 Berno, 9 czerwca 1867.

12 Przibram, 187 i nn.

13 Scharding, 293.

14 Przibram, 184 i nn.

15 Berno. Raport z 14 czerwca 1867.

16 Crenneville, do żony, 11 czerwca 1867.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.